czwartek, 26 marca 2020

Rozdział 1.2


Dłuższą chwilę zajęło mu znalezienie blondyna, zauważył go dopiero stojącego wraz z Narcyzą, gdy rozmawiali z jakimiś starszymi mężczyznami. Zaczął przedzierać się przez tłum, aż stanął przy przyjacielu i jego wybrance.
- Możemy porozmawiać? – zapytał, na co Lucjusz machnął dłonią na znak zgody. – Wolałbym na osobności. – dodał, znacząco patrząc na mężczyzn, na co jego przyszły rozmówca skinął głową i przeprosił swoich wcześniejszych rozmówców oraz Narcyzę.
Poszli do holu gdzie było pusto i możliwie cicho, Malfoy rzucił zaklęcie przeciw podsłuchom i zwrócił się do Snape.

- O co chodzi?
- Widziałeś tą małą dziewczynę, wiesz burza brązowych loków. Kim ona jest? – zapytał, a na jego policzkach pojawił się rumieniec pod wpływem spojrzenia rozmówcy.
- Naprawdę tylko po to mnie stamtąd wyciągnąłeś. – powiedział i zaśmiał się, co spowodowało powiększenie się rumieńca na policzkach Severusa, które teraz sięgały już niemal od brody do skroni. Potwierdził to jednak ledwie zauważalnym skinieniem głowy. Malfoy westchnął i postanowił odpowiedzieć. – To Orchidia, starsza córka Bellatriks i Czarnego Pana. A właściwie dlaczego cię to interesuje? – zapytał podejrzliwie patrząc się na niego, czego nie zauważył gdyż stał ze spuszczoną głową, oglądając czubki swoich zniszczonych butów.
Na to pytanie westchnął, ale postanowił powiedzieć prawdę, no może pół prawdę, bo przecież nie powie, że on, dorosły czarodziej spoił się właśnie z kilkuletnią dziewczynką, gdyż może w ten sposób dowie się więcej, na początku był zdziwiony jak można tak potraktować dziecko, ale teraz był wręcz przerażony tym, że to była jej córka.
- Widziałem jak Bellatriks rzuca na nią Crucjatusa. – odpowiedział nie podnosząc głowy.
- Jeszcze wiele musisz się dowiedzieć o świecie prawdziwych czarodziei. – powiedział i zaraz potem zaczął wyjaśniać. – Widzisz Crucjatus od zawsze był sposobem ukarania nieposłusznych dzieci, a ten konkretny bachor jest wyjątkowo rozpuszczony.
Te słowa zabolały go, pomyślał wtedy, że może powinien jednak się przyznać do tego co się wydarzyło, przecież już teraz choć kontakt z tą dziewczynką był jedynie chwilowy podarowałby jej gwiazdkę z nieba. Z tych rozmyślań wyrwał go głos przyjaciela.
- Już czas przedstawić Cię Czarnemu Panu, Severusie.
Spiął się na te słowa, ale ruszył za przyjacielem, a w głowie nadal miał oczy Orchidii, a imię jej cały czas powtarzał w myślach, chodź wiedział, że powinie jak najszybciej przestać jeśli chce ujść z życiem.
- Panie mój. – rzekł Lucjusz padając na kolana kilka kroków od tronu na którym siedział Voldemort.
- Wstań Lucjuszu. – wysyczał niemal mężczyzna, co spowodowało ciarki na plecach Severusa. Lucjusz wstał pośpiesznie, nie patrząc jednak na oblicze swojego pana.
- Przyprowadziłem dziś mojego przyjaciela, który pragnie do nas dołączyć mój Panie. – powiedział pośpiesznie. – Jest bardzo utalentowany. –dodał wskazując na Severusa.
Czarny Pan przyglądał mu się dokładnie, jego uwagę przykuł niepasujący do innych gości strój, który był raczej biedny, czarna dość sprana już szata, która zapewnie wiele już razy była prana i naprawiana, zniszczone buty i włosy, które wyglądały na przetłuszczone, nie uszły jego uwadze.
- Wierzę ci Lucjuszu, aczkolwiek należy go sprawdzić nie chcemy wśród nas słabeuszy.- odparł w końcu nie spuszczając wzroku z młodego Snape’a . – Ty za mną. – wskazał na niego i wstał. – A ty Lucjuszu sprowadź do nas Avery’ego seniora – dodał po chwili i ruszył przed siebie, a tańczące pary rozstampiały się przed nim, niczym morze przed Biblijnym Mojżeszem.
Snape ruszył za nim, dziękując Merlinowi i wszystkim mugolskim bogom za to, że Voldemort nie zajrzał do jego umysłu. Kilka chwil później otwarły się przed nimi i zobaczył schody, po których jego przyszły pan zaczął schodzić, nie myśląc nawet co na niego czeka ruszył za nim. Po kilkunastu stopniach znaleźli się w kiepsko oświetlonym pomieszczeniu, które musiało być salą do pojedynków. Teraz już wiedział, że będzie musiał stoczyć pojedynek z doświadczonym śmierciorzercą, który właśnie wchodził do pomieszczenia w towarzystwie Lucjusza.
- Avery w końcu jesteś. – rozległ się głos przypominający syk. – Przetestujesz tego – tu zawahał się chwile szukając odpowiedniego stwierdzenia. – młodego czarodzieja. – skończył w końcu.
Severus w momencie, w którym zobaczył uśmiech jaki wypełzł na usta jego przeciwnika, wiedział, że to będzie pojedynek na śmierć i życie, nie uśmiechało mu się to, ponieważ przez lata poniżania nie odzyskał jeszcze pewności siebie i bał się, że nie wyjdzie stąd żywy i nie zobaczy już nigdy tych wielkich zielonych oczy które cały czas miał w głowie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz