Udało się, zostało już tylko troszeczkę i wychodzimy na "prostą". Z następnym rozdziałem postaram się wyrobić najpóźniej do środy. <3
Wpatrywał
się tępo w sufit, a myśli w jego głowie galopowały, gdy zauważył, że w pokoju
zrobiło się jasno. Spojrzał na zegar oczami podkrążonymi z braku snu i
spostrzegł, że jest już niemal siódma o on za godzinę powinien być na
zajęciach. Wyplątał się sprawnie z objęć Dii i wyszedł pośpiesznie, zostawiając
jednak wiadomość.
Musiałem iść, nie chciałem Cię budzić.
Liczył, że
te kilka słów jakoś go wytłumaczą jednak i tak było mu niesamowicie
zawiedziony, gdyż liczył, że zobaczy dzisiejszego ranka jej uśmiech gdy się
obudzi i zobaczy, że on dalej jest obok niej. Jednak obowiązki wzywały.
Stanął chwilę w holu szkoły zastanawiając się czy powinien pojawić się w Wielkiej Sali i złapać choć okruchy z śniadania, czy jednak udać się do swoich komnat by się odświeżyć. Wygrało to drugie, ponieważ wiedział, że przez zdenerwowanie ostatnimi wydarzeniami i tak nie będzie w stanie jeść. Severus choć skrzętnie starał się ukrywać swoje emocje, był bardzo empatyczny na krzywdę innych. Co było dziwne, gdy myślało się o tym kim się stał. Jednak wtedy chęć zemsty tłumiła jego empatię.
Wszedł do
swoich komnat i poczuł wszechogarniające zimno. Nie chciał tu być, nie dziś, a
jednak musiał. Wiedział również, że jeszcze dziś zapewne czeka go rozmowa z
Dumbledorem, gdyż jego przełożony musiał wiedzieć o jego nocnej „eskapadzie”.
Nie był z tego powodu zachwycony, jednak jeśli on nie da rady, to nikt nie da.
Z tą myślą podążył w stronę łazienki.
Gdy
ściągał szatę zaciągnął się mimowolnie tak dobrze znanym mu zapachem, który
identyfikował jako młodość i niewinność
okraszone mlekiem z nutką cynamonu, którym przesiąkła w trakcie nocy. Doskonale
wiedział, że on sam również nasiąkł tym zapachem, dlatego z premedytacją nie
wziął prysznica, jedynie opukał twarz zimną wodą. Liczył, że ten zapach pomoże
mu przetrwać dzisiejszy dzień.
Założył
więc czystą szatę i poszedł do klasy został mu kwadrans do przyjścia uczniów.
Zaczął więc zastanawiać się jak unikać dyrektora choćby tylko dziś. Szybko
postanowił, że jeśli przez cały dzień nie wyjdzie z pracowni eliksirów może mu
się to udać. Jednak w czasie kolacji jego żołądek zaczął wygrywać marsz
żałobny, a skrzaty jak na złość przez cały dzień nie pojawiały się na jego wołanie,
zupełnie jakby Dumbledore je przekupił. Tak więc chciał, nie chciał poszedł na
kolacje. Gdy tylko zajął miejsce podeszła do niego jedyna osoba, której tak
bardzo chciał uniknąć, Albus Dumbledore.
-
Severusie jak tylko zjesz przyjdź do mojego gabinetu. – powiedział na tyle
cicho, że mino otaczających ich nauczycieli jedynie Severus go słyszał, po czym
odszedł nie czekając na odpowiedź.
Jadł tak
wolno jak jeszcze nigdy i odszedł od stołu dopiero gdy całe jedzenie, łącznie z
tym, które miał jeszcze na talerzu zniknęło. Podążył najwolniej jak potrafił w
stronę chimery, po której otworzeniu się pierwszy raz czekał aż to schody
poniosą go pod drzwi gabinetu. Nie spodziewał się jednak, że owe drzwi otworzą
się przed jego nosem.
- Nie
spieszyłeś się. – powiedział z wyrzutem.
- Byłem
głody. – skłamał nawet się nie zająkując.
- Nie
wątpię, - mówił mierząc go wzrokiem. – kogoż to unikałeś tak skrzętnie przez
cały dzień?
- Miałem
dużo pracy. – kolejne kłamstwo, jak dobrze, że chociaż kłamstwa we własnej
sprawie nie podchodziły pod łamanie przysięgi.
- W nocy
też.
Zaczęło
się. – pomyślał Severus i zawahał się przed odpowiedzią nie wiedząc czy po
kolejnym kłamstwie nie padnie przypadkiem martwy, stąpał po grząskim gruncie i
nie wiedział w tym momencie gdzie kończą się jego sprawy prywatne, a zaczynają
te zakonu.
-
Połowicznie. – zaryzykował pół prawdą.
Jednak
Dyrektor patrzał jedynie nagląco licząc zapewne, że Severus sam rozwinie swoją
wypowiedź.
- Zatem?
Severus
westchnął i zaczął mówić.
- Doszły
mnie słuchy, że jeśli Czarny Pan zginąłby tak definitywnie to Mroczny Znak by
zniknął. – nie zamierzał powiedzieć nic więcej.
To jednak
wystarczyło Dumbledore był tak zaciekawiony nowo pozyskaną wiedzą, że niemal od
razu rzucił się w stronę regałów i przetrząsał książkę po książce. Gdy
rezultaty jego poszukiwać w jego zbiorach go nie zadowoliły, powrócił do
Snape’a.
-
Severusie uważasz, że to możliwe?
Wiedział o
co pyta go Dyrektor jednak nie czuł się na siłach odpowiedzieć teraz na to
pytanie.
- Musimy
czuwać. – powiedział po czym dodał. – Źródło tej wiedzy jest dość pewne.
Te słowa
bynajmniej nie uspokoiły Dyrektora, mruczał coś pod nosem przechadzając się po
pomieszczeniu.
- Masz
rację. – powiedział najwyraźniej przypominając sobie o rozmówcy. – Możesz już
iść.
Nie
zastanawiając się nawet ruszył do swoich komnat z prędkością światła, nie
chciał by Dumbledore, który nagle mógł sobie o czymś przypomnieć zatrzymał go
jeszcze choć na chwilę. Gdy przekroczył próg jego wzrok powędrował od razu na
zegar. Liczył po cichu, że godzina nie okaże się jeszcze zbyt późna, i że uda
mu się również dzisiejszej nocy wymknąć z zamku. Jednak zegar właśnie zaczął
wybijać północ, tak więc zrezygnowany Severus potoczył się w stronę sypialni, a
później łóżka.
Ta noc
okazała się być pierwszą przespaną bez żadnych koszmarów i w ogóle bez żadnych
snów od Haloween. Rano wstał rześki i gotowy do pracy. Podczas prysznica
przyszedł mu do głowy pomysł, który postanowił wcielić w życie w trakcie
śniadania.
Wszedł do
Wielkiej Sali jako jedna z pierwszych osób i wyjątkowo zajął miejsce zaraz obok
krzesła Dumbledore’a. Na szczęście nie musiał długo na niego czekać.
-
Znalazłeś coś? – zagaił Severus gdy tylko Dyrektor zajął swoje miejsce.
- Nie –
odpowiedział krótko z wyraźną nutką żalu.
- Mam
pomysł, - powiedział Severus. – wiem, że w Malfoy Manor jest część księgozbioru
Voldemorta. Mógłbym poprzeglądać te księgi.
- To
świetny pomysł. – zgodził się od razu Dumbledore.
- Jednak
ma pewną wadę. Mam za mało czasu żeby móc to zrobić.
- Co masz
na myśli?
- Może
dałoby się tak poprzestawiać mój plan, żebym miał powiedzmy dwa dni wolne w
tygodniu.
- To może
być do zrobienia. Muszę jednak najpierw porozmawiać z nauczycielami. Zwołam
zebranie jeszcze dziś. Im szybciej zaczniesz tym lepiej.
- Dziękuje
Dumbledore.
Czytanie
książek nie było co prawda tym co zamierzał robić, jednak mogło być dodatkiem
do głównego zajęcia. Dostał wolne czwartki i piątki, co bardzo mu odpowiadało,
gdyż oznaczało to dwie noce spędzone we dworze Malfoy’ów.
Po
rozmowie ruszył na zajęcia niemal tanecznym krokiem, co wywołało atak serca u
niektórych uczniów i chichot przy stole nauczycieli. Był tak szczęśliwy tym co
udało mu się podstępem wymusić na Dyrektorze, że zapomniał nawet o swoim imagu
wymagającego nauczyciela, czy jak mówili młodsi uczniowie Wrednego Nietoperza.
Jednak
dalej siedział jak na szpilkach wyczekując zebrania kiedy to wszystkie jego
plany miały się powieść lub nie, a wszystko zależało od innych nauczycieli. Tuż
po kolacji wpadł jak tajfun do gabinetu Dumbledore’a i pierwszy raz zajął miejsce
w pierwszym rzędzie. Dłonie już mocno mu się trzęsły, co zapewne było oznaką
stresu, gdy pierwsi nauczyciele zaczęli się pojawiać i zajmować swoje miejsca.
Zebranie na szczęście nie potrwało długo i poszło po myśli Snape’a. Już za
tydzień miał spędzić całe dwa dni z Orchidią i mógł to ciągnąć tak długo jak
chciał. Nie wiedział jeszcze, że ten tydzień będzie mu się dłużyć tak jakby
mijały lata, albo dekady, a nie dni. Następnego dnia zaraz po przebudzeniu
posłał do Lucjusza sowę, która niosła krótki liścik z informacją, że będzie on
gościł w czwartki i piątki w Malfoy Manor przez jakiś czas.
Dotrwał,
jakimś cudem nie tracąc zdrowego umysłu, do czwartkowego poranka. Właściwie to
od 4 nad ranem siedział w fotelu i wgapiał się w zegar czekając aż wybije 7
kiedy to miał zjawiać się w domu przyjaciela. Gdy zegar zaczął wybijać ową
godzinę zerwał się z fotela i popędził, z prędkością światła, do punktu
apotracyjnego. Chwilę później witał się już z Lucjuszem, który czekał na niego
przed bramą dworu. Poszedł za przyjacielem, który jak się okazało prowadził go
do jadalni. Zaraz po przekroczeniu jej progu zobaczył wszystkich domowników
przy stole, którzy najwyraźniej czekali na niego ze śniadaniem. Przywitał się
więc pośpiesznie ze wszystkimi i zasiadł do stołu. Wszyscy zajęli się jedzeniem
jednak on kątem oka obserwował Dię, która przerzucała jedynie jajecznicę po
talerzu. Dziewczynka nadal wyglądała marnie i jeśli to było możliwe, bo zawsze
była raczej dość drobna, znacznie schudła. Zaczęła przypominać szkielet pokryty
jedynie skórą, widok raczej dołujący.
Severus
mało myśląc zabrał jej widelec i nabrał na niego jajecznicę, by zacząć ją
karmić. Dia nie była zachwycona takim obrotem spraw, jednak jadła bez słowa
sprzeciwu. Oczywiście gdyby wzrok mógł zabijać Severus zdecydowanie by płonął.
Zdawało się, że nikt nie zwraca uwagi na to co robi, jedynie Narcyza posłała w
jego stronę nikły uśmiech, ale on był za bardzo zaabsorbowany karmieniem Dii,
żeby cokolwiek zauważyć.
Po
skończonym posiłku został poproszony przez Narcyzę na rozmowę.
- Tak się
cieszę, że zmusiłeś tą małą wiedźmę żeby w końcu coś zjadła. – zaczęła ze
szczerym uśmiechem.
- O czym
Ty mówisz? – spytał, jakby nie dowierzając.
- Nie je
odkąd zabrali Bellę. – odparła. – A nas kiedy tylko próbujemy coś w nią
wepchnąć traktuje takimi klątwami, - kontynuowała. – że dziwię się, że potrafi
je rzucić w takim wieku i bez różdżki.
- Skoro
pozwalacie jej się ich uczyć. – powiedział z wyrzutem.
- Robi
albo to, albo siedzi w oknie jak kukła. – mówiła ze smutkiem. – Z dwojga złego
chyba to lepsze. – głos zaczął jej się łamać, gdy mówiła. – Jej świat się
zawalił, nikt nie jest w stanie do niej dotrzeć. Może Tobie się uda. –
skończyła patrząc na niego z nadzieją wypisaną na twarzy.
- Ale ja
nie wiem jak. – powiedział nostalgią. – Przydałaby mi się jakaś instrukcja
obsługi, może?
Narcyza
zaśmiała się, był to chyba pierwszy raz kiedy to Severus słyszał śmiech tej
życzliwej, acz na pozór chłodnej w obyciu kobiety.
- Tu masz
instrukcję. – powiedział dotykając jego serca i odeszła.
Został sam
z istnym mętlikiem w głowie. Zupełnie nie wiedział co ma robić, ale przecież
był tu by spędzać czas z Dią. Ale zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że
dziewczynka jest aż tak załamana. Był pewny, że to co widział ostatnio to jakiś
krótki stan przejściowy, i że teraz już będzie wszystko jak dawniej.
Czuł, że
ma nogi z ołowiu gdy szedł do biblioteki, w której teraz całe dnie spędzała
Orchidia.
Merlinie
co mam robić? – myślał gdy przekręcał klamkę bibliotecznych drzwi.
Stanął
chwilę w progu, gdy zobaczył co się dzieję w pomieszczeniu. Na samym środku
siedziała Dia otoczona księgami, naprzeciw niej stała kukła, w którą co chwila
były rzucane coraz to nowe zaklęcia i klątwy.
Ona
zdecydowanie nie powinna wiedzieć nawet o istnieniu takich uroków. – pomyślał,
gdy przekraczał próg.
Szedł, nic
się nie odzywając, w stronę Dii. Nie dlatego, że chciał ją wystraszyć, czy coś,
on po prostu nie wiedział jak zareagować, co powiedzieć. Zatrzymał się gdy
dzieliło go od niej może pół metra, mógł wyciągnął dłoń i dotknąć jej, ale tego
nie zrobił nadal nie wiedząc co ma zrobić, stał tylko i przyglądał się.
- Podoba
Ci się? – z zamyślenia wyrwała go Dia, która najwyraźniej jednak zauważyła jego
przyjście.
Nie
wiedział co ma odpowiedzieć, prawda, że nie powinna się tego uczyć mogła ją
zranić jeszcze bardziej, a kłamać nie chciał i nadal zostawał problem jej
jedzenia, a właściwie to braku jedzenia. Wiedział też jak niebezpieczne może
być uczenie się magii samemu.
Poczuł
ściśnięcie dłoni i dopiero wtedy spojrzał na nią, stała tuż obok przyglądając
mu się i najwyraźniej czekając na odpowiedź. Wtedy przestał myśleć, wziął ją w
ramiona i po prostu przytulił. Jednocześnie starając się wlać w ten uścisk całą
swoją tęsknotę i żal za to co zrobił, co zresztą doprowadziło wszystkich do
obecnego położenia.
W jego
głowie zaczął kiełkować pomysł, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
Szybko postanowił wprowadzić go w życie.
- Chcesz
się uczyć? – zapytał niby przypadkiem.
- Tak. –
od razu odpowiedziała z entuzjazmem, o który by ją nie posądził.
- Wiesz,
że nie powinnaś uczyć się sama?
- Niby
dlaczego?
- Możesz
sobie przypadkiem zrobić krzywdę, - powiedział po czym dodał. – a tego bym nie
chciał. Dlatego mam dla Ciebie propozycję. – zauważył zainteresowanie na twarzy
Dii, więc kontynuował. – Będę Cię uczył za każdym razem kiedy tu będę, ale moim
warunkiem jest, że zaczniesz normalnie jeść i zachowywać się tak jak przystało
na młodą czarownicę.
- Zgoda. –
powiedziała po pewnym czasie, w trakcie którego zapewne ważyła wszystkie za i
przeciw.
Tak więc
od teraz Severus był od poniedziałku do środy nauczycielem eliksirów w
Hogwartcie, w czwartki i piątki osobistym nauczycielem Dii, a w weekendy
praktykantem. Nie zapomnijmy, że jeszcze gdzieś po drodze starał się udowodnić
niewinność Blacka.
Taki stan
rzeczy trwał już ponad rok, każdą wolną chwilę spędzał z Dią głównie na nauce,
a była bardzo pojętną uczennicą, co Severusa niezmiernie cieszyło. Już na samym
początku postanowił, że nie będzie jej uczył Czarnej Magii i tego postanowienia
się trzymał. Właściwie to przerabiał z nią to czego i tak za jakiś czas miała
nauczyć się w szkole. Był szczęśliwy i czuł, że Dia też. Ich więź zacieśniała
się coraz bardziej i z tego powodu też był zadowolony. Widział zmiany jakie w
niej zachodzą, oraz to jak rośnie powoli acz nieubłaganie stając się piękną
kobietą, miała dopiero 10 lat, a jej uroda już potrafiła powalić obserwatora.
Jednak wiedział, że Dumbledore nie jest zachwycony brakiem rezultatów
poszukiwań, które miał prowadzić.
W końcu został
wezwany na rozmowę z Dumbledorem, był marzec wiedział, że potrzebuję jeszcze
trochę czasu, jeszcze troszeczkę. Tylko do wakacji kiedy to jego praktyki w
końcu się skończą i nowy rok szkolny przywita z wolnymi w końcu weekendami. Ten
czas był dla niego bardzo ważny, nie chciał teraz zostawiać Orchidii samej
sobie, zwłaszcza, że było już tak dobrze.
- Witaj
Severusie. – odezwał się Dumbledore, gdy tylko młodszy mężczyzna przekroczył
próg jego gabinetu.
-
Dumbledore.
- Myślę,
że wiesz dlaczego tu jesteś. – przeszedł od razu do sprawy. – Twoje
poszukiwania trwają już wystarczająco długo żebyś mógł przedstawić jakieś
wyniki.
Snape
właśnie tego się spodziewał, udał więc, że zastanawia się nad odpowiedzią.
- Jak na
razie wiem jedynie, że nie jest to żadna znana klątwa. – zaczął mówić zgodnie z
prawdą. – Udało mi się ustalić, że jest to połączenie przynajmniej dwóch
różnych zaklęć. Najprawdopodobniej Magicznego Znamienia i Wieczystej Przysięgi.
– nie wiedział nawet jak blisko jest prawdy.
Dumbledore
zdawał się być usatysfakcjonowany tymi słowami. Pozwolił więc Severusowi odejść
i kazał kontynuować poszukiwania.
-
Severusie Snape, jesteś genialny. – mówił do siebie gdy wracał do swoich
komnat.
Nieźle udało się Snape'owi ustawić wszystko, jeszcze więcej czasu z Dią, może nauczy ją czegoś dobrego skoro Bellatrix nie będzie miała na nią wpływu. Swoją drogą ta relacja nauczyciel uczeń też sprzyja czasem uczuciom, więc to dobry plan :D
OdpowiedzUsuńu mnie też nowa część, zapraszam ;)
https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/