sobota, 2 maja 2020

Rozdział 12


Udało się, zostało już tylko troszeczkę i wychodzimy na "prostą". Z następnym rozdziałem postaram się wyrobić najpóźniej do środy. <3



Wpatrywał się tępo w sufit, a myśli w jego głowie galopowały, gdy zauważył, że w pokoju zrobiło się jasno. Spojrzał na zegar oczami podkrążonymi z braku snu i spostrzegł, że jest już niemal siódma o on za godzinę powinien być na zajęciach. Wyplątał się sprawnie z objęć Dii i wyszedł pośpiesznie, zostawiając jednak wiadomość.
Musiałem iść, nie chciałem Cię budzić.
Liczył, że te kilka słów jakoś go wytłumaczą jednak i tak było mu niesamowicie zawiedziony, gdyż liczył, że zobaczy dzisiejszego ranka jej uśmiech gdy się obudzi i zobaczy, że on dalej jest obok niej. Jednak obowiązki wzywały.

Stanął chwilę w holu szkoły zastanawiając się czy powinien pojawić się w Wielkiej Sali i złapać choć okruchy z śniadania, czy jednak udać się do swoich komnat by się odświeżyć. Wygrało to drugie, ponieważ wiedział, że przez  zdenerwowanie ostatnimi wydarzeniami i tak nie będzie w stanie jeść. Severus choć skrzętnie starał się ukrywać swoje emocje, był bardzo empatyczny na krzywdę innych. Co było dziwne, gdy myślało się o tym kim się stał. Jednak wtedy chęć zemsty tłumiła jego empatię.
Wszedł do swoich komnat i poczuł wszechogarniające zimno. Nie chciał tu być, nie dziś, a jednak musiał. Wiedział również, że jeszcze dziś zapewne czeka go rozmowa z Dumbledorem, gdyż jego przełożony musiał wiedzieć o jego nocnej „eskapadzie”. Nie był z tego powodu zachwycony, jednak jeśli on nie da rady, to nikt nie da. Z tą myślą podążył w stronę łazienki.
Gdy ściągał szatę zaciągnął się mimowolnie tak dobrze znanym mu zapachem, który identyfikował jako młodość i  niewinność okraszone mlekiem z nutką cynamonu, którym przesiąkła w trakcie nocy. Doskonale wiedział, że on sam również nasiąkł tym zapachem, dlatego z premedytacją nie wziął prysznica, jedynie opukał twarz zimną wodą. Liczył, że ten zapach pomoże mu przetrwać dzisiejszy dzień.
Założył więc czystą szatę i poszedł do klasy został mu kwadrans do przyjścia uczniów. Zaczął więc zastanawiać się jak unikać dyrektora choćby tylko dziś. Szybko postanowił, że jeśli przez cały dzień nie wyjdzie z pracowni eliksirów może mu się to udać. Jednak w czasie kolacji jego żołądek zaczął wygrywać marsz żałobny, a skrzaty jak na złość przez cały dzień nie pojawiały się na jego wołanie, zupełnie jakby Dumbledore je przekupił. Tak więc chciał, nie chciał poszedł na kolacje. Gdy tylko zajął miejsce podeszła do niego jedyna osoba, której tak bardzo chciał uniknąć, Albus Dumbledore.
- Severusie jak tylko zjesz przyjdź do mojego gabinetu. – powiedział na tyle cicho, że mino otaczających ich nauczycieli jedynie Severus go słyszał, po czym odszedł nie czekając na odpowiedź.
Jadł tak wolno jak jeszcze nigdy i odszedł od stołu dopiero gdy całe jedzenie, łącznie z tym, które miał jeszcze na talerzu zniknęło. Podążył najwolniej jak potrafił w stronę chimery, po której otworzeniu się pierwszy raz czekał aż to schody poniosą go pod drzwi gabinetu. Nie spodziewał się jednak, że owe drzwi otworzą się przed jego nosem.
- Nie spieszyłeś się. – powiedział z wyrzutem.
- Byłem głody. – skłamał nawet się nie zająkując.
- Nie wątpię, - mówił mierząc go wzrokiem. – kogoż to unikałeś tak skrzętnie przez cały dzień?
- Miałem dużo pracy. – kolejne kłamstwo, jak dobrze, że chociaż kłamstwa we własnej sprawie nie podchodziły pod łamanie przysięgi.
- W nocy też.
Zaczęło się. – pomyślał Severus i zawahał się przed odpowiedzią nie wiedząc czy po kolejnym kłamstwie nie padnie przypadkiem martwy, stąpał po grząskim gruncie i nie wiedział w tym momencie gdzie kończą się jego sprawy prywatne, a zaczynają te zakonu.
- Połowicznie. – zaryzykował pół prawdą.
Jednak Dyrektor patrzał jedynie nagląco licząc zapewne, że Severus sam rozwinie swoją wypowiedź.
- Zatem?
Severus westchnął i zaczął mówić.
- Doszły mnie słuchy, że jeśli Czarny Pan zginąłby tak definitywnie to Mroczny Znak by zniknął. – nie zamierzał powiedzieć nic więcej.
To jednak wystarczyło Dumbledore był tak zaciekawiony nowo pozyskaną wiedzą, że niemal od razu rzucił się w stronę regałów i przetrząsał książkę po książce. Gdy rezultaty jego poszukiwać w jego zbiorach go nie zadowoliły, powrócił do Snape’a.
- Severusie uważasz, że to możliwe?
Wiedział o co pyta go Dyrektor jednak nie czuł się na siłach odpowiedzieć teraz na to pytanie.
- Musimy czuwać. – powiedział po czym dodał. – Źródło tej wiedzy jest dość pewne.
Te słowa bynajmniej nie uspokoiły Dyrektora, mruczał coś pod nosem przechadzając się po pomieszczeniu.
- Masz rację. – powiedział najwyraźniej przypominając sobie o rozmówcy. – Możesz już iść.
Nie zastanawiając się nawet ruszył do swoich komnat z prędkością światła, nie chciał by Dumbledore, który nagle mógł sobie o czymś przypomnieć zatrzymał go jeszcze choć na chwilę. Gdy przekroczył próg jego wzrok powędrował od razu na zegar. Liczył po cichu, że godzina nie okaże się jeszcze zbyt późna, i że uda mu się również dzisiejszej nocy wymknąć z zamku. Jednak zegar właśnie zaczął wybijać północ, tak więc zrezygnowany Severus potoczył się w stronę sypialni, a później łóżka.
Ta noc okazała się być pierwszą przespaną bez żadnych koszmarów i w ogóle bez żadnych snów od Haloween. Rano wstał rześki i gotowy do pracy. Podczas prysznica przyszedł mu do głowy pomysł, który postanowił wcielić w życie w trakcie śniadania.
Wszedł do Wielkiej Sali jako jedna z pierwszych osób i wyjątkowo zajął miejsce zaraz obok krzesła Dumbledore’a. Na szczęście nie musiał długo na niego czekać.
- Znalazłeś coś? – zagaił Severus gdy tylko Dyrektor zajął swoje miejsce.
- Nie – odpowiedział krótko z wyraźną nutką żalu.
- Mam pomysł, - powiedział Severus. – wiem, że w Malfoy Manor jest część księgozbioru Voldemorta. Mógłbym poprzeglądać te księgi.
- To świetny pomysł. – zgodził się od razu Dumbledore.
- Jednak ma pewną wadę. Mam za mało czasu żeby móc to zrobić.
- Co masz na myśli?
- Może dałoby się tak poprzestawiać mój plan, żebym miał powiedzmy dwa dni wolne w tygodniu.
- To może być do zrobienia. Muszę jednak najpierw porozmawiać z nauczycielami. Zwołam zebranie jeszcze dziś. Im szybciej zaczniesz tym lepiej.
- Dziękuje Dumbledore.
Czytanie książek nie było co prawda tym co zamierzał robić, jednak mogło być dodatkiem do głównego zajęcia. Dostał wolne czwartki i piątki, co bardzo mu odpowiadało, gdyż oznaczało to dwie noce spędzone we dworze Malfoy’ów.
Po rozmowie ruszył na zajęcia niemal tanecznym krokiem, co wywołało atak serca u niektórych uczniów i chichot przy stole nauczycieli. Był tak szczęśliwy tym co udało mu się podstępem wymusić na Dyrektorze, że zapomniał nawet o swoim imagu wymagającego nauczyciela, czy jak mówili młodsi uczniowie Wrednego Nietoperza.
Jednak dalej siedział jak na szpilkach wyczekując zebrania kiedy to wszystkie jego plany miały się powieść lub nie, a wszystko zależało od innych nauczycieli. Tuż po kolacji wpadł jak tajfun do gabinetu Dumbledore’a i pierwszy raz zajął miejsce w pierwszym rzędzie. Dłonie już mocno mu się trzęsły, co zapewne było oznaką stresu, gdy pierwsi nauczyciele zaczęli się pojawiać i zajmować swoje miejsca. Zebranie na szczęście nie potrwało długo i poszło po myśli Snape’a. Już za tydzień miał spędzić całe dwa dni z Orchidią i mógł to ciągnąć tak długo jak chciał. Nie wiedział jeszcze, że ten tydzień będzie mu się dłużyć tak jakby mijały lata, albo dekady, a nie dni. Następnego dnia zaraz po przebudzeniu posłał do Lucjusza sowę, która niosła krótki liścik z informacją, że będzie on gościł w czwartki i piątki w Malfoy Manor przez jakiś czas.
Dotrwał, jakimś cudem nie tracąc zdrowego umysłu, do czwartkowego poranka. Właściwie to od 4 nad ranem siedział w fotelu i wgapiał się w zegar czekając aż wybije 7 kiedy to miał zjawiać się w domu przyjaciela. Gdy zegar zaczął wybijać ową godzinę zerwał się z fotela i popędził, z prędkością światła, do punktu apotracyjnego. Chwilę później witał się już z Lucjuszem, który czekał na niego przed bramą dworu. Poszedł za przyjacielem, który jak się okazało prowadził go do jadalni. Zaraz po przekroczeniu jej progu zobaczył wszystkich domowników przy stole, którzy najwyraźniej czekali na niego ze śniadaniem. Przywitał się więc pośpiesznie ze wszystkimi i zasiadł do stołu. Wszyscy zajęli się jedzeniem jednak on kątem oka obserwował Dię, która przerzucała jedynie jajecznicę po talerzu. Dziewczynka nadal wyglądała marnie i jeśli to było możliwe, bo zawsze była raczej dość drobna, znacznie schudła. Zaczęła przypominać szkielet pokryty jedynie skórą, widok raczej dołujący.
Severus mało myśląc zabrał jej widelec i nabrał na niego jajecznicę, by zacząć ją karmić. Dia nie była zachwycona takim obrotem spraw, jednak jadła bez słowa sprzeciwu. Oczywiście gdyby wzrok mógł zabijać Severus zdecydowanie by płonął. Zdawało się, że nikt nie zwraca uwagi na to co robi, jedynie Narcyza posłała w jego stronę nikły uśmiech, ale on był za bardzo zaabsorbowany karmieniem Dii, żeby cokolwiek zauważyć.
Po skończonym posiłku został poproszony przez Narcyzę na rozmowę.
- Tak się cieszę, że zmusiłeś tą małą wiedźmę żeby w końcu coś zjadła. – zaczęła ze szczerym uśmiechem.
- O czym Ty mówisz? – spytał, jakby nie dowierzając.
- Nie je odkąd zabrali Bellę. – odparła. – A nas kiedy tylko próbujemy coś w nią wepchnąć traktuje takimi klątwami, - kontynuowała. – że dziwię się, że potrafi je rzucić w takim wieku i bez różdżki.
- Skoro pozwalacie jej się ich uczyć. – powiedział z wyrzutem.
- Robi albo to, albo siedzi w oknie jak kukła. – mówiła ze smutkiem. – Z dwojga złego chyba to lepsze. – głos zaczął jej się łamać, gdy mówiła. – Jej świat się zawalił, nikt nie jest w stanie do niej dotrzeć. Może Tobie się uda. – skończyła patrząc na niego z nadzieją wypisaną na twarzy.
- Ale ja nie wiem jak. – powiedział nostalgią. – Przydałaby mi się jakaś instrukcja obsługi, może?
Narcyza zaśmiała się, był to chyba pierwszy raz kiedy to Severus słyszał śmiech tej życzliwej, acz na pozór chłodnej w obyciu kobiety.
- Tu masz instrukcję. – powiedział dotykając jego serca i odeszła.
Został sam z istnym mętlikiem w głowie. Zupełnie nie wiedział co ma robić, ale przecież był tu by spędzać czas z Dią. Ale zupełnie nie zdawał sobie sprawy z tego, że dziewczynka jest aż tak załamana. Był pewny, że to co widział ostatnio to jakiś krótki stan przejściowy, i że teraz już będzie wszystko jak dawniej.
Czuł, że ma nogi z ołowiu gdy szedł do biblioteki, w której teraz całe dnie spędzała Orchidia.
Merlinie co mam robić? – myślał gdy przekręcał klamkę bibliotecznych drzwi.
Stanął chwilę w progu, gdy zobaczył co się dzieję w pomieszczeniu. Na samym środku siedziała Dia otoczona księgami, naprzeciw niej stała kukła, w którą co chwila były rzucane coraz to nowe zaklęcia i klątwy.
Ona zdecydowanie nie powinna wiedzieć nawet o istnieniu takich uroków. – pomyślał, gdy przekraczał próg.
Szedł, nic się nie odzywając, w stronę Dii. Nie dlatego, że chciał ją wystraszyć, czy coś, on po prostu nie wiedział jak zareagować, co powiedzieć. Zatrzymał się gdy dzieliło go od niej może pół metra, mógł wyciągnął dłoń i dotknąć jej, ale tego nie zrobił nadal nie wiedząc co ma zrobić, stał tylko i przyglądał się.
- Podoba Ci się? – z zamyślenia wyrwała go Dia, która najwyraźniej jednak zauważyła jego przyjście.
Nie wiedział co ma odpowiedzieć, prawda, że nie powinna się tego uczyć mogła ją zranić jeszcze bardziej, a kłamać nie chciał i nadal zostawał problem jej jedzenia, a właściwie to braku jedzenia. Wiedział też jak niebezpieczne może być uczenie się magii samemu.
Poczuł ściśnięcie dłoni i dopiero wtedy spojrzał na nią, stała tuż obok przyglądając mu się i najwyraźniej czekając na odpowiedź. Wtedy przestał myśleć, wziął ją w ramiona i po prostu przytulił. Jednocześnie starając się wlać w ten uścisk całą swoją tęsknotę i żal za to co zrobił, co zresztą doprowadziło wszystkich do obecnego położenia.
W jego głowie zaczął kiełkować pomysł, jak upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Szybko postanowił wprowadzić go w życie.
- Chcesz się uczyć? – zapytał niby przypadkiem.
- Tak. – od razu odpowiedziała z entuzjazmem, o który by ją nie posądził.
- Wiesz, że nie powinnaś uczyć się sama?
- Niby dlaczego?
- Możesz sobie przypadkiem zrobić krzywdę, - powiedział po czym dodał. – a tego bym nie chciał. Dlatego mam dla Ciebie propozycję. – zauważył zainteresowanie na twarzy Dii, więc kontynuował. – Będę Cię uczył za każdym razem kiedy tu będę, ale moim warunkiem jest, że zaczniesz normalnie jeść i zachowywać się tak jak przystało na młodą czarownicę.
- Zgoda. – powiedziała po pewnym czasie, w trakcie którego zapewne ważyła wszystkie za i przeciw.
Tak więc od teraz Severus był od poniedziałku do środy nauczycielem eliksirów w Hogwartcie, w czwartki i piątki osobistym nauczycielem Dii, a w weekendy praktykantem. Nie zapomnijmy, że jeszcze gdzieś po drodze starał się udowodnić niewinność Blacka.
Taki stan rzeczy trwał już ponad rok, każdą wolną chwilę spędzał z Dią głównie na nauce, a była bardzo pojętną uczennicą, co Severusa niezmiernie cieszyło. Już na samym początku postanowił, że nie będzie jej uczył Czarnej Magii i tego postanowienia się trzymał. Właściwie to przerabiał z nią to czego i tak za jakiś czas miała nauczyć się w szkole. Był szczęśliwy i czuł, że Dia też. Ich więź zacieśniała się coraz bardziej i z tego powodu też był zadowolony. Widział zmiany jakie w niej zachodzą, oraz to jak rośnie powoli acz nieubłaganie stając się piękną kobietą, miała dopiero 10 lat, a jej uroda już potrafiła powalić obserwatora. Jednak wiedział, że Dumbledore nie jest zachwycony brakiem rezultatów poszukiwań, które miał prowadzić.
W końcu został wezwany na rozmowę z Dumbledorem, był marzec wiedział, że potrzebuję jeszcze trochę czasu, jeszcze troszeczkę. Tylko do wakacji kiedy to jego praktyki w końcu się skończą i nowy rok szkolny przywita z wolnymi w końcu weekendami. Ten czas był dla niego bardzo ważny, nie chciał teraz zostawiać Orchidii samej sobie, zwłaszcza, że było już tak dobrze.
- Witaj Severusie. – odezwał się Dumbledore, gdy tylko młodszy mężczyzna przekroczył próg jego gabinetu.
- Dumbledore.
- Myślę, że wiesz dlaczego tu jesteś. – przeszedł od razu do sprawy. – Twoje poszukiwania trwają już wystarczająco długo żebyś mógł przedstawić jakieś wyniki.
Snape właśnie tego się spodziewał, udał więc, że zastanawia się nad odpowiedzią.
- Jak na razie wiem jedynie, że nie jest to żadna znana klątwa. – zaczął mówić zgodnie z prawdą. – Udało mi się ustalić, że jest to połączenie przynajmniej dwóch różnych zaklęć. Najprawdopodobniej Magicznego Znamienia i Wieczystej Przysięgi. – nie wiedział nawet jak blisko jest prawdy.
Dumbledore zdawał się być usatysfakcjonowany tymi słowami. Pozwolił więc Severusowi odejść i kazał kontynuować poszukiwania.
- Severusie Snape, jesteś genialny. – mówił do siebie gdy wracał do swoich komnat.

1 komentarz:

  1. Nieźle udało się Snape'owi ustawić wszystko, jeszcze więcej czasu z Dią, może nauczy ją czegoś dobrego skoro Bellatrix nie będzie miała na nią wpływu. Swoją drogą ta relacja nauczyciel uczeń też sprzyja czasem uczuciom, więc to dobry plan :D
    u mnie też nowa część, zapraszam ;)
    https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń