Ehh... Nadszedł mój czas zawieszenia twórczego, w sumie to nie tyle zawieszenia co popełniłam błąd źle obliczając ile Dia powinna mieć lat w chwili poznania Severusa i mam ogromny dylemat co zrobić. Fakt do tej pory mocno pędziłam z akcją, ale mimo wszystko na rok przypadały jakieś trzy rozdziały. Lecz teraz mam 3 lata, w trakcie których nie mam zupełnie pomysłu na akcję. Pewnie to kwestia czasu aż coś wymyślę jednak nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Być może będzie to jeden długi rozdział opisujący całe 3 lata, jeszcze nie wiem (a ja nie lubię czegokolwiek nie wiedzieć, zawsze wszystko wyliczam, robię notatki), jednak obiecuję, że stanę na rzęsach żeby rozdział 12 pojawił się jeszcze w następnym tygodniu. Po cichu liczę na motywację, opierdziel lub cokolwiek innego co przyjdzie wam do głowy w komentarzach. <3
PS.
Dajcie znać jak podobała się wstawka "z zaplecza" z poprzedniego rozdziału. :)
W
poniedziałek z trudem mógł się skupić na prowadzeniu zajęć. Stresował się
wieczornym spotkaniem zakonu i cały czas myślał o prośbie Narcyzy. Dzień
niemiłosiernie mu się dłużył, każda minuta wydawała się być godziną, było to
nie do zniesienia. Zaraz po kolacji, która dla Severusa była przerzucaniem
jedzenia po talerzu, udał się do gabinetu Dumbledore’a. Był tam już prawie cały
zakon, zajął jak zwykle miejsce w oddali chcąc nie zwracać na siebie uwagi, nie
zauważył nawet, że obok niego siedzi Lupin. Wkrótce po nim wszedł Dyrektor i
rozpoczął zebranie.
- Myślisz,
że on naprawdę zniknął? – Artur Wesley jako jedyny zadał pytanie, które
chodziło wszystkim po głowie.
- Mam
informacje z pierwszej ręki, nasz szpieg był na miejscu zdarzenia. – nie
wiadomo dlaczego nie użył imienia Severusa.
Wszyscy
jednak odwrócili się w jego stronę.
- On
powinien być w Azkabanie razem z innymi! – wykrzyczała Augusta Longbottom.
- Jak on
mógł nas nie powiadomić. – płaczliwym głosem mówiła Molly Wesley. – Biedny
chłopiec. – dodała prawdopodobnie myśląc o Harrym.
-
Uspokójcie się! – zagrzmiał Dumbledore. – Zapewniam was, że nie mógł. Tak samo
jak zapewniam was, że powinniście mu zaufać. Oraz wieżę mu na słowo, że po
Voldemort’cie została tylko różdżka.
Od kilu
minut słyszał ciche pochlipywanie, w tej chwili zdał sobie sprawę z tego, że
dochodzi ono z miejsca obok. Gdy się odwrócił zobaczył płaczącego Remusa
Lupina, zrobiło mu się go żal, niedawno ten człowiek stracił przez niego rodzinę,
a teraz też po nikąd z jego winy stracił przyjaciół. Zaczął się zastanawiać
jakim on, Severus Snape, jest potworem. Niezasługującym na szczęście i miłość
potworem, ale wiedział, że nie jest w stanie z tego zrezygnować. Mimo wszystko
jest zbyt samolubny. Szybko więc otrząsnął się i wrócił do śledzenia zebrania.
- … otóż
Syriusz najwyraźniej musiał w jakiś sposób współpracować z Voldemortem. – słowa
te z trudem przechodziły Dumbledore’owi przez gardło. – To co zrobił, ten
niewyobrażalny czyn, zabicie tylu mugoli. Miejmy nadzieję, że nigdy nie opuści…
- Syriusz
jest niewinny!
- Black
nic nie zrobił! – Snape i Lupin zerwali z jednocześnie krzycząc i chyba poraz
pierwszy mieli takie samo zdanie.
- Dlaczego
tak myślisz Remusie? – zapytał Dyrektor nie kryjąc zdenerwowania tym, że mu
przerwano.
- Syriusz
był, nie on jest moim przyjacielem. Był też przyjacielem Jamesa i Lili. – mówił
coraz bardziej żałośnie, wpatrując się jednak twardo w oblicze Dumbledore’a. –
To ojciec chrzestny Harry’ego. Nie zrobił by tego, on miał się nim zająć.
- To dość
kiepskie wytł…
-
Widziałem jak Black patrzy na tego chłopca. – wtrącił się Severus. – On tego
nie zrobił, ktoś go wrobił i ja się dowiem kto.
Remus
popatrzył na niego z miną zdradzającą niedowierzanie. Powszechnie przecież było
wiadomo, że Snape i Black delikatnie mówiąc nie przepadają za sobą. Jednak w
oczach Lupina, Severus zobaczył wdzięczność.
- Dość
tego! – zagrzmiał ponownie „nieomylny” Dombledore. – Kontynuujmy. Jak już być
może wiecie dwóch ze schwytanych śmierciożerców wyszło na wolność. – po
gabinecie rozszedł się jęk zawodu, jednak Dumbledore nie zwrócił na niego
uwagi. – Są to Lucjusz Malfoy, który jak podejrzewam przekupił Wizengamot, oraz
Rabastan Lestrange, który został uwolniony po zeznaniach brata. Co do tego
uwolnienia też mam wątpliwości jednak Rudolf podobno, podkreślam podobno,
zeznawał pod wpływem Veritaserum.
Wieść o
uwolnieniu Lucjusza sprawiła, że Severusowi spadł olbrzymi kamień z serca.
Teraz
dadzą sobie radę. – myślał o Narcyzie i dzieciach.
- Teraz
skoro udało mi się przedstawić wam wszystkie fakty, dodam jedynie, że nastały
spokojne czasy, jednak miejmy oczy dookoła głowy. Nie wiemy ilu jeszcze
popleczników Voldemorta jest na wolności. Dalej więc nasz świat jest zagrożony.
– po tych słowach zebranie się zakończyło.
Wszyscy
zaczęli wychodzić z gabinetu, niektórzy przy pomocy kominka, inni schodami i
„tajnym” wyjściem zza gargulca. Snape był już w połowie korytarza prowadzącego
do lochów, gdy usłyszał za sobą nawoływanie.
- Odczep
się Lupin. – warknął nie odwracając się nawet.
- Chce Ci
pomóc. – powiedział Remus łapiąc za ramię swojego rozmówcę.
- Pracuje
sam. – po tych słowach wyszarpnął się i poszedł dalej zostawiając wilkołaka
samego.
Nie
wiedział jak zabrać się za rozwiązanie tej sprawy jednak był pewny swojej
racji. Szkoda, że nie pamiętał Pettigrew z zaprzysiężenia, jednak winą za to
mogło być to, że nigdy więcej go nie widział. Nie miał więc najważniejszej
części układanki, bez której ułożenie całości mogło być niemożliwe.
Gdy wszedł
do kwater była już niemal 22, chciał jeszcze dziś wybrać się do Malfoy Manor
jednak przybycie tam o tak późnej godzinie byłoby ogromnym nietaktem. Co pewnie
jeszcze bardziej zniszczyłoby jego wizerunek u Abraxasa. Postanowił więc udać
się tam jutro.
Jak
postanowił tak zrobił i następnego wieczora zjawił się u Malfoy’ów. Gdy wszedł
wyczuł od razu ciężką atmosferę panującą w rezydencji.
-
Lucjuszu, Narcyzo. – przywitał się ignorując jednak pana i panią domu.
- Witaj
Severusie. – odezwał się od razu Lucjusz. – Dobrze, że jesteś musimy coś
omówić.
Snape
skinął głową i poszedł za młodszym państwem Malfoy, jak się okazało do ich
prywatnego salonu, znajdującego się przy ich komnatach.
Narcyza
wymieniła z Lucjuszem znaczące spojrzenia i zaczęła mówić.
-
Severusie musimy porozmawiać o
przyszłości Hermiony. – zaczęła siląc się na delikatny ton. – Chyba rozumiesz,
że w zaistniałej sytuacji dziewczynki będą piętnowane.
- Masz
rację, ale nie do końca rozumiem co masz na myśli.
- Dia i
Vivi zostaną u nas, - widać było, że ciężko przychodzi jej powiedzenie tego co
ma do powiedzenia. – ale Hemi możemy pozwolić na normalne życie. Ona jedyna nie
została jeszcze naznaczona. Może warto byłoby gdzieś ją oddać na wychowanie.
Kiedyś jakoś jej to wytłumaczymy.
- Może
masz rację. – powiedział Severus z pewną nutką żalu w głosie. – Podaj mi coś do
pisania. – dodał podjąwszy decyzję.
- Po co? –
zapytała pani Malfoy, jej mąż cały czas stał z boku nie wtrącając się.
- Wiem
gdzie w Londynie jest sierociniec prowadzony przez siostry zakonne. –
powiedział zapisując coś na podanym pergaminie.
- Ale po
co Ci pergamin?
-
Zostawimy im chociaż imię i datę urodzenia. – rzekł chłodno, a Malfoy’owie
pokiwali głowami.
- Kiedy
chcesz to zrobić? – odezwał się w końcu Lucjusz.
- Teraz.
Wziął
śpiącą Hermionę w ramiona i aportował się z nią przed klasztor. Położył ją na
progu mówiąc:
- Będziesz
wielką czarownicą.
Po czym
zastukał w olbrzymie drzwi i aportował się z powrotem do Malfoy’ów. Nie
wiedział co stanie się z dziewczynką, jednak miał nadzieję, że zakonnice, które
kiedyś pomagały jego matce, znajdą jej dobry dom.
Gdy wszedł
do salonu Narcyza zakomunikowała mu, że ktoś chce się z nim zobaczyć i
poprowadziła go w głąb posiadłości. Weszli do niedużej sypialni i od razu
zobaczył osobę, o którą martwił się najbardziej w tym wszystkim. Orchidia
siedziała na szerokim parapecie okna i parzyła niewidzącym wzrokiem w dal.
Usłyszał jak drzwi się zamykają, znaczyło to jedynie, że zostali sami. Podszedł
więc do niej i dotknął jej ramienia, jednak zdawała się nie reagować na jego
dotyk.
- Podobno
chciałaś mnie zobaczyć. – powiedział jednak i to nie wywołało żadnej reakcji.
Potrząsnął
więc ramieniem dziewczynki, która dopiero wtedy odwróciła się w jego stronę.
Wstrząsnął nim jej widok, czerwone od płaczu oczy i sińce pod mini mocno
kontrastowały z jej bladą skórą, policzki poznaczone potokami zaschniętych łez
i wargi poprzegryzane aż do krwi. Tworzyło to istny obraz nędzy i rozpaczy. Gdy
go ujrzała z jej oczu znów zaczęły płynąc łzy.
- Ciii… -
mówił przytulając ją.
Nie
przestała płakać, a wręcz przeciwnie rozpłakała się jeszcze bardziej. Jednak
Severus nie poddawał się.
- Ty też
mnie zostawisz. – odezwała się w końcu głosem zachrypłym od wylanych łez.
- Nigdy –
powiedział patrząc jej w oczy i ścierając jednocześnie łzy, które nieubłaganie
cały czas płynęły.
Poczuł jak
drobne dłonie zaciskają na przedzie jego szaty. Orchidia trzymała się go jakby
był jej ostatnią deską ratunku, jej osobistą ostoją. Zauważył też jak raz po
raz otwiera usta, jakby chcąc coś powiedzieć jednak po chwili rezygnuje i
wpatruję się w niego swoimi wielkimi oczami ze smutkiem, który zdawał się
zagościć tam na wieczność.
- Powiedz
coś. – prosił. – Cokolwiek.
Trwali tak
obok siebie wpatrując się jedno w drugie. Jedynym dźwiękiem słyszanym w pokoju
były ich oddechy. Severus nie wiedział ile trwa ta cisza, ale ciążyła mu ona,
przeszkadzała. To nie była jego Dia, to nie była ta wesoła gaduła, do której
zdążył już przywyknąć. Nie wiedział jednak jak wydostać ją z tego letargu w,
który wpadła.
- On wróci
– usłyszał ledwie to rejestrując.
- Kto? –
spróbował ciągnąć rozmowę.
- Tata –
odpowiedziała mu dławiącym się głosem.
- Skąd
wiesz? – dopytywał zainteresowany.
- Mroczny
Znak. – powiedziała jedynie jakby to miało mu wszystko powiedzieć.
- Co
Mroczny Znak? – zapytał nie rozumiejąc.
- Nie
zostaliśmy uwolnieni. – mówiła. – Więc on nie umarł, przynajmniej nie całkiem.
Jeśli by nie żył to Mroczny Znak by zniknął.
Wydawało
mu się, że nie mówi do niego ośmiolatka tylko dorosła osoba, patrzył więc
jedynie nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Nie wiedział czy to może być prawda,
czy tylko Dia próbuje sobie ulżyć w cierpieniu, w końcu straciła oboje rodziców
i siostrę, jednak o tym jeszcze nie wie, być może na zawsze.
- Nie
wierzysz mi? – zapytała po chwili ciszy.
- Nie wiem
– odpowiedział szczerze.
-
Zobaczysz – powiedziała jedynie i łapiąc go za dłoń poprowadziła do łóżka. -
Zostaniesz ze mną? – zapytała z nadzieją w głosie. – Tylko dziś. – dodała.
- Zostanę
– obiecał, choć nie wiedział jak wytłumaczy się z nieobecności w szkole.
Położyli
się, dziewczynka zasnęła zadziwiająco szybko, tak jakby nie spała ostatnie
kilka dni. Wtuliła się w niego kurczowo trzymając jego dłoń, tak jakby za
chwilę mógł zniknąć. Jednak dla Severusa ta noc miała pozostać bezsenna,
wpatrywał się jedynie w sufit rozmyślając nad wszystkim co ostatni się
wydarzyło. Nie był w stanie uwierzyć w cierpienie tak wielu osób, oraz w to, że
większości tych cierpień on był przynajmniej współwinny.
Mam mieszane uczucia, co do tego opowiadania... Intryguje mnie wątek Severusa i Di, bo to chyba dość oryginalny wątek (przynajmniej nie czytałam za wiele takich opowiadań), intryguje mnie babka Snape'a, a także wątek Hermiony, bo domyślam się, że to nasza panna Granger będzie.
OdpowiedzUsuńZdarzają Ci się błędy - czasami wystarczy przeczytać jeszcze raz rozdział przed dodaniem. Dobry sposób na wyłapanie błędów, jest także sprawdzanie przez stronkę ortograf.pl - zawsze wrzucam tam swoje teksty, zanim wyślę je do bety :)
Czekam na to, co będzie dalej - pozdrawiam! :)
Dziękuje, jak widać po tym jak często są wrzucane ostatnio posty nie mam czasu sprawdzać. Pewnie będzie to wszystko sprawdzane i poprawiane jak skończę pisać, czyli przy ostatnim tempie za jakieś 10 lat. ( XD ) Zwyczajnie wszystko co napisze od razu wrzucam i doskonale zdaje sobie z tego sprawę, że wygląda to jak kupa (na całe szczęście czytałam gorsze kupy).
Usuń