czwartek, 23 kwietnia 2020

Rozdział 10

Ten rozdział choć krótszy to dzieje się w nim sporo. Gdy go pisałam nawet Belli zrobiło mi się szkoda, dlatego jestem ciekawa waszych reakcji.
Nie mogę również zapomnieć, że jest to swoisty rozdział jubileuszowy, pierwsza 10. Dlatego więc jako dodatkową treść dam wam coś z "zaplecza" opowiadania już na sam koniec po treści właściwej. Myślę również, że możemy to kontynuować jeśli wam się spodoba. <3


Po dwóch deszczowych dniach, które spędzili z Dią na czytaniu, znów wyszło słońce pozwalając tym samym na kontynuację lekcji latania, szło im na tyle dobrze, że zaczęli latać już oboje. Coraz bliżej również było końca lipca, kiedy to urodzić się miał chłopiec, który zdolny będzie zgładzić Voldemorta. Czarny Pan robił się coraz bardziej nerwowy, co odbijało się na każdym kto był w pobliżu. Jednym słowem lepiej było nie wchodzić mu w drogę. Gdy nastał ostatni dzień lipca wszyscy, którzy dowiedzieli się o przepowiedni byli pewni, że chodzi o którąś z rodzin z Zakonu Feniksa.
1 sierpnia do Black Manor została dostarczona lista dzieci urodzonych dnia wczorajszego, wśród wszystkich nazwisk wychwycono dwa należące z całą pewnością do członków Zakonu. Byli to Longbottomowie i Potterowie, gdy Severus zobaczył to drugie nazwisko serce podeszło mu do gardła. Lili Evans, teraz Potter, jego dawna przyjaciółka urodziła syna, a on nawet nie wiedział, że była w ciąży. Już wtedy wiedział, że przekazując przepowiednie Czarnemu Panu popełnił ogromny błąd, mimo braku kontaktu nie chciał by Lili stała się krzywda, Pottera miał gdzieś. Wewnętrznie prosił Merlina, by Voldemort stwierdził, że to syn Longbottomów jest tym z przepowiedni. Mimo to jednak postanowił udać się do Dumbledora i prosić go o pomoc dla jeśli to będzie możliwe obu rodzin.
Jeszcze tego samego dnia stanął przed Dyrektorem.
- Błagam Dumbledor pomóż im. – prosił po przedstawieniu sytuacji i przyznaniu się do winy.
- Co dasz mi Severusie za pomoc tym czarodzieją?
- Wszystko. – może nie do końca, dodał już w myślach, gdyż Dii nikomu nie odda.
- Od tej pory więc będziesz szpiegiem, lecz zakonu. – stwierdził Dumbledore nie uznając sprzeciwu.
- Dobrze – powiedział jedynie.
Potem złożył Wieczystą Przysięgę, gwarantem jej została McGonagall, która niby przypadkiem była w szkole, ale czy takie przypadki się zdarzają. Gdy głębiej się zastanowił ubezwłasnowolniała go niemal zupełnie, zostawiając jedynie wolną wolę w kwestii uczuć. Nie był z tego powodu zachwycony jednak nie miał wyboru, złamanie przysięgi równałoby się samobójstwu, a on miał dla kogo żyć. Po spotkaniu z Dyrektorem wrócił jak gdyby nic do Black Manor. Resztę wakacji spędził właśnie tam, kontynuując rzecz jasna weekendowe nauki u Zimosiego.
Nowy rok szkolny przyniósł mu nową przyjaciółkę i prawdziwą powiernicę w postaci Minerwy McGonagall, oraz przykre wieści, dotyczyły one Longbottomów. Których złapano i torturowano do utraty świadomości, w tym że stanie trafili do Świętego Munga bez większej nadziei na poprawę. Jednak ich syn pozostał bezpiecznie ukryty. Severus mimo złości skierowanej w stronę Dumbledora za brak wystarczającej ochrony tej rodziny, jednocześnie miał nadzieję, że Potterowie, ze względu na Lili, są chronieni lepiej.
Dni mijały mu na zadręczaniu siebie i Dumbledore’a, którego nieustannie zmuszał do zapewniania o bezpieczeństwie Potterów i chłopaka Longbottomów. Od czasu do czasu dostawał też wiadomości od śmierciożerców, na szczęście dla jego sumienia były to jedynie wieści o nieudolnie prowadzonych poszukiwaniach. Tak było aż do Nocy Duchów, czy też jak kto woli Halloween, kiedy to został wezwany. Szybko poinformował o tym Dyrektora, wedle umowy zresztą i udał się na spotkanie z Czarnym Panem, był pewny, że jest to zwykłe spotkanie jakie odbywały się od czasu do czasu. Jednak nie wiedział jak bardzo się mylił.
- Dobrze, że już jesteś. – powiedział Voldemort w chwili jego pojawiania się w Black Manor. – Właśnie dostałem informacje od mojego drugiego szpiega, gdzie znajdują się Potterowie. – mówiąc to klasnął w dłonie.
Drugi szpieg. – przeleciało przez myśl Severusa, nie pokazał jednak po sobie zdziwienia.
- Nie ufam mu jednak, tak bardzo jak tobie. – kontynuował, w czasie gdy Snape zastanawiał się kto może być drugim szpiegiem, był już na kilku spotkaniach zakonu jednak nie widział nikogo znajomego, bynajmniej nie stąd. – Tak więc udasz się tak ze mną i w razie pojawienia się tych głupców – to słowo wypluł niemal z namacalną pogardą – z zakonu powiadomisz innych by przybyli. Udajemy się tam bezzwłocznie.
Severus nie protestował, wiedział jednak, że jeśli adres jest prawidłowy wszyscy w domu zginą. A on pomino szczerych chęci nie był w stanie powiadomić Dumbledore’a o poczynaniach jego drugiego pana. Voldemort rzecz jasna wiedział o jego przynależności do zakonu, jednak w wersji dla niego przystąpił tam udając skruszonego śmierciożerę by mieć łatwiejszy dostęp do informacji. Może wydawało się to głupie, ale skoro podziałało to głupie wcale nie było, sprawiło jedynie, że wzniósł się jeszcze bardziej w szeregach popleczników Czarnego Pana, w Wewnętrznym Kręgu, w którym się znalazł przynosząc przepowiednie, zajmował miejsce po jego lewej stronie. Wyżej była jedynie Bellatriks, która stała niezmiennie po prawej stronie swojego pana i kochanka.
Voldemort bez słowa złapał go za ramię i aportował w tylko sobie znane miejsce, nie była to jednak zwykła aportacja oni po prostu zmienili się w czarną gęsta mgłę i wylecieli z zawrotną prędkością. Znaleźli się przed miejscem, które dla wszystkich niewtajemniczonych było zwykłym placem zabaw. Jednak Czarny Pan wyciągnął z połów swojej obszernej szaty skrawek pergaminu i podetknął Severusowi pod nos. Gdy przeczytał on adres tam wypisany i ponownie spojrzał na miejsce owego placyku stał tam nieduży piętrowy domek. Przed nim znajdował się niski biały płotek i furtka z tabliczką na której widniał napis ”J&L Potter”. W tej chwili Snape wiedział, że nie ma już dla nich ratunku, a każda próba zawiadomienia Dumbledore’a lub kogoś innego z zakonu skończy się również jego śmiercią.
- Miej oczy i uszy dookoła głowy. – usłyszał jedynie.
Chwilę później zobaczył jak drzwi wejściowe wlatują do domu z niewyobrażalnym wręcz hukiem. Potem parter domku rozjarzył się zielonym światłem najgorszego z Zaklęć Niewybaczalnych. Po kilku minutach, a może sekundach, przez jedno z okien na piętrze dało się zobaczyć takie samo światło. Rozległ się płacz dziecka, a potem wybuch, ściana gdzie wcześniej było okno zapewne dziecięcego pokoiku zniknęła. Może nie zupełnie zniknęła, ale rozleciała się, jej gruzy spoczywały teraz na trawniku przed domkiem.
Severus mało myśląc przebiegł przez otwór w którym jeszcze niedawno znajdowały się drzwi, szybko obrzucił wzrokiem pomieszczenie, w którym zobaczył ciało Jamesa Pottera leżące przy schodach. Ruszył nimi kierując się na górę wprost do pokoju, z którego słychać było płacz. Drzwi do pokoju otwarte były na oścież, pierwsze co rzuciło mu się w oczy to Lili, a właściwie jej martwe już ciało. Klęknął przy niej i ze łzami w oczach powiedział:
- Przepraszam. – po tym słowie pierwsze łzy znalazły ujście. – Przepraszam, przysięgam, że ochronię twojego syna, od tej pory będzie bezpieczny. – obiecał jej post mortem.
Dopiero teraz po swoich słowach zdał sobie sprawę z tego, że chłopiec żyje.
- W takim razie gdzie Voldemort. – zastanawiał się na głos.
Rozglądał się po pomieszczeniu, jednak poza różdżką nie znalazł tu śladu bytności po czarnoksiężniku. Wziął kilka głębokich wdechów i starając się myśleć na zimno stwierdził, że najpierw musi zabrać chłopca do Dumbledora. Wyciągnął więc owinięte w kocyk dziecko z łóżeczka i zaczął wychodzić. Przed aportowaniem się zauważył napis na kocyku.
- Harry – przeczytał na głos, jakby smakując to imię.
Po chwili już go nie było, z różdżką Voldemorta w kieszeni i małym Potterem na rękach, znalazł się przed Hogwartem. Nie pamiętał drogi do gabinetu Dyrektora, jednak pamiętał doskonale jego minę gdy zobaczył zawiniątko w jego rękach.
- Jednak ich znalazł. – powiedział Dumbledore wypuszczając ze świstem powietrze.
Chwilę później w powietrzu pojawił się eteryczny feniks, patronus Dyrektora, który został posłany po Syriusza Blacka. Który po kilku minutach wyszedł z kominka.
- Miałeś ich chronić Dumbledore. – powiedział, gdy zobaczył małego Harry’ego w ramionach Snape’a.
Chwilę później zabrał chłopca z jego rąk. Co umożliwiło Severusowi wyjście z gabinetu, w którym nie chciał teraz przebywać. Udał się jednak w miejsce, w którym z kolei ciężko mu będzie przebywać.
***
W tym samym czasie Syriusz również wyszedł z gabinetu, zostawiając swojego chrześniaka pod opieką Dumbledore’a. Wyszedł on szukać zemsty, jako jedyny bowiem wiedział, kto wydał jego przyjaciół. Glizdogon, to on jako najbardziej niepozorny został strażnikiem tajemnicy i jedynie on mógł dać ich adres Voldemortowi.
Znalazł go w niewielkiej, jednak dość często odwiedzanej, zwłaszcza w taki wieczór jak dzisiejszy, rozrywkowej dzielnicy Londynu. Pettigrew podejrzewając co się święci powitał Blacka Impernusem. Zmuszając tym samym do rzucania zaklęć w mugoli. Sam przed przybyciem aurorów sfingował własną śmierć. Gdy aurorzy przybyli, a Syriuszowi udało się przełamać Niewybaczalne, on uciekał już pod postacią szczura. Zostawił on po sobie jedynie palec.
Jeszcze tej nocy Harry znalazł się u Dursley’ów.
***
Kiedy Severus wszedł do Black Manor już w progu powitała go Bellatriks.
- Gdzie jest Marvolo? – furia bijąca z jej oczu była namacalna.
- Już go nie ma. – jego głos trząsł się gdy to mówił. – Została po Czarnym Panu jedynie różdżka. – mówiąc to wręczył Belli owy przedmiot. – Jakby wyparował, nie została po nim nawet kupka popiołu.
- To nie możliwe… - powtarzała w kółko kobieta przyciskając różdżkę do własnej piersi, tak jakby ten przedmiot miał ukoić jej ból.
- Wyjdź – powiedziała jakby otrząsając się z szoku.
Severus spełnił tę prośbę, która w rzeczywistości bardziej przypominała rozkaz i wrócił do zamku. W chwili przekroczenia progu swoich komnat dotarło do niego, że jutro musi stawić się w Egipcie. Nie był tym zachwycony, jednak obowiązki to obowiązki, nie mógł tego przeskoczyć. Położył się więc, jednak wydarzenia z przed kilku godzin przytłaczały go dość mocno. Wydawało mu się, że nie zaśnie tej nocy. Jednak po dłuższym czasie wpatrywania się w sufit jego oczy zamknęły się, a on odpłynął w krainę sennych marzeń, które tym razem okazały się koszmarami. Wychodząc wczesnym rankiem z sypialni zobaczył pergamin na stoliku w salonie, zapisana była na nim, pismem Dumbledore’a, wiadomość dotycząca spotkania zakonu w poniedziałek wieczorem.
No tak staruch musi wszystko przedyskutować. – pomyślał ze złością mnąc kartkę.
Kilka minut później był już u Zimosiego, nie mógł się jednak skupić na pracy. Podświadomie czuł, że coś się dzieje, że coś jest nie tak. W niedzielę w nocy, a właściwie to już w poniedziałek nad ranem, tuż po swoim powrocie dowiedział się co było nie tak.
Wszedł jak zawsze wykończony weekendem do swoich komnat, szybko zauważył postać siedzącą w jego gabinecie. Mimo kaptura na głowie rozpoznał Narcyzę.
- Severusie, - zaczęła mówić głosem ściśniętym od płaczu. – Bella jest już w Azkabanie. – głos jej się łamał. – Lucjusza przesłuchują.
- A dziewczynki? – zapytał z sercem gdzieś w okolicy przełyku.
- Są u mnie. – powiedziała, po chwili dodając. – Muszę już iść, obiecaj, że przyjdziesz jak najszybciej.
- Obiecuję – rzekł już do jej pleców znikających za drzwiami.
Był zmęczony, potwornie zmęczony, jednak myśli w jego głowie urządziły sobie prawdziwy wyścig. Czy ja też wyląduję w Azkabanie? Czy może Dumbledore do tego nie dopuści? Co z Orchidią? …Hermioną?... Vivian? Czy Narcyza da radę bez męża? Czy Draco da radę bez ojca? Nie był w stanie odpowiedzieć sobie na te pytania. Miał już dość tego co wydarzyło się w ciągu kilku ostatnich dni.



Znaczenie imienia średniej córki Voldemorta, dla niektórych może być oczywiste, dlatego to ono zostanie przedstawione w tym rozdziale, na później zostawię sobie coś ciekawszego.
Otóż Vivian, tak inaczej nazywano Panią z Jeziora bliżej znaną z legendy o królu Arturze jako Nimue. Według tej legendy jest ona sojuszniczką Merlina, którego można chyba nazwać swoistym bóstwem świata czarodziejów. W jednej z wersji tej legendy to ona daje Arturowi miecz Excalibur.
Mam nadzieję, że wzbudziłam tym w was choć małe zainteresowanie. <3
Ja osobiście lubię takie smaczki. XD

2 komentarze:

  1. Rzeczywiście, nawet chwilę Belli żal... Ale wydaje mi się, że teraz Snape będzie mógł spędzać z Dia tyle czasu ile tylko będzie chciał, choć przez chwilę :D no i pytanie jak reszta sobie poradzi?
    Wyłapałam parę bledow: Glizdogon nie Ślidogon, śmiercioŻercy i Halloween - pisze bo wiem jak łatwo ominąć literówki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie co do tego czasu, to źle wyliczyłam sobie rok, w którym Dia powinna się urodzić i trochę jestem w dupie, bo teraz mam 3 lata w trakcie których pasowałoby żeby się coś działo, ale mam pustkę co może się dziać. XD
      Ale nie mogę robić wszystkiego idealnie.
      Już jutro nowy rozdział więc zapraszam.
      Dzięki za wyłapanie błędów. <3
      Jak podobała się wstawka od strony technicznej?

      Usuń