wtorek, 21 kwietnia 2020

Rozdział 9


Szkoda, że tak mało osób zostawia tu coś po sobie. Rozdziały osiągają po 20 wyświetleń, a dalej komentuje tylko jedna osoba. Tak więc pragnę przypomnieć, że każdy komentarz mega motywuję.
Tak więc zostaw coś od siebie pod tym postem, jeśli już tu jesteś. Nie liczę na to, że każdy będzie mi słodził, konstruktywna krytyka też jest fajna, a nawet wytykanie literówek. <3



Mijały kolejne tygodnie, śnieg już dawno stopniał, na jego miejscu pojawił się jednak deszcz. Z początkiem wiosny można było zauważyć poprawę relacji między Severusem, a niektórymi z nauczycieli. Jednak nie wszystkimi, McGonagal nadal uważnie mu się przyglądała.
Był środek tygodnia, Severus przed pójściem na obiad postanowił wejść jeszcze na chwile do swoich komnat by zostawić sterty esejów, które oddali mu dziś uczniowie. Lecz gdy wszedł do swojego gabinetu wszystkie pergaminy wypadły mu z dłoni. Na jednym z krzeseł przy biurku siedziała Orchidia i obracała w dłoni pióro.

- Co tu robisz? – zapytał zamiast powitania.
- Nie wiem. – dziewczynka dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że wszedł do pomieszczenia.
- Jak to nie wiesz? – był wyraźnie zaintrygowany.
- Po prostu pomyślałam, że chce Cię zobaczyć i chwilę później byłam tutaj. – jej oczy mówiły jedynie to, że mówi prawdę.
Severus nie wiedział co ma zrobić, nikt nie miał wstępu do jego kwater bez jego zaproszenia, a ta dziewczynka od tak sobie tu siedziała. Nie była to co prawda zwykła dziewczynka, ale jednak. Stał jak wryty i przyglądał się pomieszczeniu, aż do głowy przyszedł mu pewien pomysł, nie był pewny czy jest on dobry, ale innego rozwiązania nie widział. Złapał garść proszku Fiuu, uklęknął przed kominkiem i wrzucił proszek mówiąc gabinet dyrektora, chwilę później jego głowa zniknęła w płomieniach.
- Dumbledore! – wykrzyknął.
Staruszek w mgnieniu oka znalazł się przed kominkiem.
- Co takiego się stało Severusie, że nawiedzasz mój kominek? – zapytał siląc się na żartobliwy ton.
- Mam problem, musisz mi pomóc.
- Zapraszam Severusie.
- Otwórz kominek. – powiedział jedynie i zniknął.
Chwilę później wyskoczył z kominka wraz z Dią.
- Severusie nie możesz przetrzymywać dzieci w Hogwardzie. – rzekł Dyrektor na widok dziewczynki przytulonej do Snape’a.
- To jest właśnie ten problem. – Dumbledore spojrzał na niego nieprzychylnie, ale pozwolił mu kontynuować. – To nie ja ją zaprosiłem do swoich komnat, a wiesz Dyrektorze, że tylko tak można się tam dostać. Po prostu wszedłem tam i ona tam była.
- Dziwne, - powiedział przeczesując palcami brodę. – może Ty powiesz nam jak się tam znalazłaś? – zwrócił się do dziewczynki, która nadal kurczowo przyciskała się do Snape’a.
- Nie wiem, - mówiła przerażona. – pomyślałam tylko, że chcę zobaczyć Severusa i pojawiłam się w tamtym pokoju. – powtórzyła to samo.
Dyrektor zwrócił szczególną uwagę na to, że dziewczynka mówi do przyszłego Mistrza Eliksirów po imieniu, zwrócił się więc do Severusa:
- To jest ta spojona z Tobą dziewczynka.
- Tak. – odpowiedział chociaż to nie było pytanie, nie rozumiał jednak co to ma do tego, że pojawiła się w jego komnatach.
Dumbledore zaśmiał się, co jeszcze bardziej zbiło Snape’a z tropu i wystraszyło Dię.
- Więc musisz częściej spotykać wybrankę swojego serca, inaczej jeszcze nie raz pojawi się w twoich komnatach. Co może być problemem dla nas wszystkich.
Oczy Severusa i Dii rozbłysły jednak z zupełnie innego powodu, Severusa rozbłysły poprzez zrozumienie tego co się stało, rozumiał, że to jakieś pokrętne następstwo rytuału, które nie pozwala złączonym duszą za sobą tęsknić. Natomiast Dii, dlatego że właśnie dowiedziała się, że będą się częściej widywać, a co lepsze ona może „przychodzić” do niego.
- Weź na resztę dnia wolne, odprowadź gościa do domu i spędź z nią trochę czasu. – powiedział Dumbledore na odchodne, a gdy zobaczył, że Severus otwiera usta by wyrazić zapewne protest, dodał. – Ja Cię zastąpię.
Wrócił więc do swojego gabinetu i zaczął zastanawiać się jak wyprowadzić Orchidię z zamku tak by nikt jej nie zobaczył, idealnym momentem wydawały się lekcje, które zacząć się miały za godzinę. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że dalej ma Dii w ramionach, dopiero gdy poczuł jej rączkę na policzku zwrócił na nią uwagę.
- Tęskniłam. – powiedziała tylko i wtuliła się w niego mocniej.
- Ja też . – odpowiedział i wtulił twarz w jej włosy.
Ta godzina, jak i reszta dnia minęła szybko, za szybko jak na gust Severusa. Był jednak już niemal koniec marca, tak więc do końca roku szkolnego zostało już niewiele czasu, a Snape obiecał sobie, że gdy tylko znajdzie wolną chwilę spędzi ją w Black Manor, a gdy on coś obiecuje dotrzymuję słowa.
Kolejne tygodnie nie były lekkie, Severus dzielił się pomiędzy naukę w szkole, praktyki i spędzanie czasu z Dią, zdecydowanie nie było lekko, a zbliżający się koniec roku jeszcze to utrudniał. Zbliżające się egzaminy sprawiały, że uczniowie panikowali, co równało się błędą na zajęciach, co z kolei dawało karne eseje, czyli dodatkowa praca dla Severusa. Jeszcze nigdy tak jak w tej chwili nie marzył mu się Zmieniacz Czasu.
W połowie maja spotkał się z Lucjuszem, który prosił go o zostanie ojcem chrzestnym dla jego syna. Zgodził się, jednak tylko dlatego, że jak to mówią dziecku nie wypada odmówić. Tak więc w czerwcu miał zyskać kolejnego chrześniaka.
Draco, bo tak dostał na imię chłopiec, urodził się z początkiem czerwca. Gdy Severus zjawił się w Malfoy Manor by odwiedzić chrześniaka stwierdził, że nawet jako kilkodniowe niemowlę jest niemożliwie podobny do ojca, nie żeby było to coś bardzo złego, jednak lepiej żeby charakter odziedziczył po matce, bo ta posiada zdecydowanie więcej dobrych cech.
Wakacje, które nadchodziły wielkimi krokami zwiastowały odpoczynek i błogi spokój. Zamierzał całe dwa miesiące spędzić na błogim leniuchowaniu w Black Manor. Miał też pewien niecny plan, gdyż obiło mu się o uszy, że Dią jeszcze nie miała miotły w ręku, o on nie chwaląc się latał świetnie. Tak więc nauczy ją latać. Miał już na oku idealną miotłę dla niej.
Będzie zabawa. – myślał wychodząc z uczty pożegnalnej.
Musiał co prawda kilka razy pojawić się w szkole, na zebraniach nauczycielskich, na sprawdzaniu dormitoriów i tym podobnych, ale miało być to tylko kilka godzin raz na jakiś czas, nie przejmował więc się tym. Gdy tylko wysiadł na stacji w Londynie od razu aportował się  na Pokątną. Wbiegł niemal do sklepu z miotłami, by chwilę później wyjść z niego z podłużnym pakunkiem pod pachą, który miła ekspedientka zapakowała w ozdobny papier. Po chwili biegł niemal przez dziedziniec Black Manor. Mknął jak strzała przez schody i korytarze wprost do komnat Orchidii. Wpadł zdyszany ledwo łapiąc oddech.
- Dobry wieczór. – przywitała się dziewczynka i nie zważając na ciężkie dyszenie Snape’a rzuciła mu się w ramiona.
- Dobry wieczór. – odpowiedział przytulając ją.
Szybko zakończył uścisk, jednak tylko po to by wręczyć jej pakunek, który wcześniej znalazł się na podłodze.
- Otwórz. – rzekł zachęcająco.
Zobaczył jej zaskoczoną minę, ale nie trzeba było jej więcej zachęt, zaraz zabrała się za rozrywanie papieru, gdy u jej stópek wylądowała miotła zapewne cały dwór usłyszał pisk Dii, zwiastujący nic innego tylko zachwyt.
- Ale ja nie umiem latać. – powiedziała po chwili już z mniejszą radością.
- Więc mamy dwa miesiące żeby Cię nauczyć. – szepnął jej na ucho z szelmowskim uśmiechem.
Zaraz poczuł drobne ramiona oplatające jego szyję i usłyszał ciche dziękuje. Podczas kolacji wszyscy dowiedzieli się jaki to Severus jest cudowny i jak bardzo Dia cieszy się na przyszłe lekcje latania. Najchętniej zaczęłaby od razu jednak ten pomysł szybko wybiła jej z głowy Bellatriks.
Tej samej nocy również, tak samo jak w czasie świąt, Dia wkradła się do komnat Severusa, a konkretnie do jego łóżka. Snape cieszył się, że tak zapowiadają się całe wakacje, nie wyobrażał sobie by mogło być inaczej, by któregoś ranka po nocy spędzonej w Black Manor obudził się bez Dii obok. Było to dla niego najlepsze uczucie na świecie, czuć się potrzebnym i kochanym, nawet jeśli była to miłość platoniczna.
Następnego dnia była idealna pogoda do latania, niemal bezchmurne niebo, jednak słońce nie grzało zbyt mocno, a wiatr był jedynie lekkim orzeźwiającym podmuchem. Tak więc zaraz po śniadaniu udali się do ogrodu, wraz z nimi wyszli Rabastan z Vivi. Jednak oni mieli inne zajęcie, gdyż tym razem Vivian wymyśliła, dla odmiany od zabawy lalkami, zaplatanie wianków. Co Severus skomentował głośnym parsknięciem i wrednym uśmieszkiem skierowanym do kolegi. Jednak w środku dziękował on wszystkim bogom jakich znał i samemu Merlinowi, że jego księżniczka nie ma takich pomysłów.
Severus i Dia odeszli kawałek dalej i zaczęła się pierwsza lekcja latania w życiu dziewczynki.
- Najpierw nauczysz się przywoływać miotłę do swojej dłoni. – powiedział nieco zbyt nauczycielskim tonem, a Dia przytaknęła. – Stań po lewej stronie miotły, wyciągnij prawą dłoń nad trzonek i powiedz pewnym głosem „Do mnie!”.
Dziewczynka zrobiła tak jak kazał i już za drugim razem udało  jej się przywołać miotłę. Co Severus skwitował oklaskami.
- Teraz dosiądź miotły i bardzo delikatnie odepchnij się od ziemi. – poinstruował, a Dia wykonując instrukcję uniosła się kilka centymetrów nad ziemią.
Jak na pierwszy raz siedziała bardzo pewnie. Szybko załapała co i jak, tak więc podczas dzisiejszej lekcji Severus pozwolił by wzniosła się aż pół metra ponad ziemię. Jednak latać pozwalał jej jedynie w ślimaczym tempie, tak by swobodnie móc iść obok miotły i asekurować ją by nie wylądowała na ziemi. Już cieszył się na przyszłe lekcje kiedy to będą już latać razem, może nawet uda mu się Dię nakłonić na Quidditcha, ale na takie rozważania było za wcześnie. Jednak miał też nieco bardziej skryte nadzieję, że za kilka lat razem będą uczyć latać Hermionę i Draco.
Kolejne dni wyglądały podobnie, lato w tamtym roku było wyjątkowo ładne, tak więc codziennie ćwiczyli latanie, z przerwą na praktyki Severusa, które nieco zaczęły mu doskwierać w jego wyidealizowanym życiu. Może nie do końca było idealne, był przecież śmerciożercą na usługach Voldemorta, ale dla niego był to najpiękniejszy okres w jego życiu. Sielanka ta została jednak przerwana przez Dumbledore’a, który przysłał Snape’owi wiadomość z informacją o spotkaniu z nauczycielami w poniedziałek 14 lipca. Nie był on zachwycony, ale stawić się musiał.
Dzień ten był pierwszym deszczowym dniem tego lata, łatwiej więc było mu zostawić Dię i udać się do szkoły, a że nie lubił się spóźniać znalazł się pod gabinetem Dyrektora niemal godzinę przed czasem. Nawet nie wiedział jak dobra i zła jednocześnie była to decyzja.
- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana… - usłyszał stojąc tuż pod drzwiami, zainteresowany słuchał dalej. – Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie mu się oparli, a narodzi się gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca… - musiała być to jakaś przepowiednia, wiedział, że Dumbledore szuka nowej wieszczki, ale nie wiedział, że będzie miał takie szczęście by usłyszeć przepowiednię i to jeszcze jaką. – A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc, jakiej Czarny Pan nie zna… - w tym momencie wszystko ucichło.
Dyrektor musiał rzucić Muffliato. – pomyślał od razu Severus. – Ciekawe czy wie, że tu stoję.
Po tej myśli zaczął się wycofywać, i tak przecież zdobył cenne informacje, których nie omieszka przekazać Czarnemu Panu. Stanął przed chimerą i czekał na pozostałych nauczycieli, by wraz z nimi wejść do gabinetu, długo nie musiał czekać już chwilę później nadleciał Binns, był on jedynym nauczycielem duchem w historii Hogwartu, a jego lekcje były najnudniejszymi jakie można sobie wyobrazić. Kilka minut po Binnsie zaczęli pojawiać się inni, w tym Minerwa McGalagall, która jak zwykle spojrzała na Severusa nieprzychylnie. Tak jak zaplanował wszedł do gabinetu wraz z innymi, zaraz po wejściu zauważył, że jest on magicznie powiększony i stoi w nim ilość krzeseł odpowiadająca ilości nauczycieli, a na jednym z nich siedzi obwieszona paciorkami wieszczka ze szklanką wody w ręce.
- Witajcie moi drodzy. – odezwał się Dyrektor. – Chciałbym przedstawić wam nową nauczycielką wróżbiarstwa Sybille Trelawney.
Kobieta uśmiechnęła się blado do nowo przybyłych nauczycieli, a jej wzrok spoczął na dłużej na Severusie, już chciała coś powiedzieć, gdy Dumbledore poprosił wszystkich o zajęcie miejsc i przeszedł od razu do tematu spotkania. Nie trwało ono długo, gdyż chodziło jedynie o potwierdzenie planów poszczególnych nauczycieli na nowy rok szkolny.
Po spotkaniu Severus czym prędzej udał się do Black Manor, by stanąć przed oblicze Czarnego Pana i przekazać mu pozyskany fragment przepowiedni.
- Panie – powiedział skłaniając się.
- Wstań Severusie, - usłyszał od razu. – doszły mnie słuchy, że chcesz mi coś przekazać.
- Tak Panie. Udało mi się podsłuchać fragment przepowiedni…
- Przepowiedni powiadasz? – przerwał, a jego głos wyrażał szczere zainteresowanie. – Jak ona brzmiała Severusie?
- Oto nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana. – recytował z pamięci. – Zrodzony z tych, którzy oparli mu się trzykrotnie, a narodzi się gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc jakiej Czarny Pan nie zna. – zakończył.
- Ciekawe, bardzo interesujące. – mówił gładząc długim kościstym palcem brodę. – Nie zawiodłeś mnie Severusie, - powiedział po chwili dodając. – właściwy czarodziej na właściwym miejscu. Możesz odejść, muszę to przemyśleć.
Severus więc wyszedł i skierował się prosto do Dii, by spędzić z nią kilka ostatnich godzin tego dnia, w duchu jednak cały czas cieszył się z umocnienia swojej pozycji, gdyż im był wyżej, tym mniej osób z szeregów Voldemorta mogło mu zagrozić. A wielu było zazdrosnych, między innymi o jego stosunki z córką ich pana, choć jak na razie były one niewinne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz