Szkoda, że tak mało osób zostawia tu coś po sobie. Rozdziały osiągają po 20 wyświetleń, a dalej komentuje tylko jedna osoba. Tak więc pragnę przypomnieć, że każdy komentarz mega motywuję.
Tak więc zostaw coś od siebie pod tym postem, jeśli już tu jesteś. Nie liczę na to, że każdy będzie mi słodził, konstruktywna krytyka też jest fajna, a nawet wytykanie literówek. <3
Mijały
kolejne tygodnie, śnieg już dawno stopniał, na jego miejscu pojawił się jednak
deszcz. Z początkiem wiosny można było zauważyć poprawę relacji między
Severusem, a niektórymi z nauczycieli. Jednak nie wszystkimi, McGonagal nadal
uważnie mu się przyglądała.
Był środek
tygodnia, Severus przed pójściem na obiad postanowił wejść jeszcze na chwile do
swoich komnat by zostawić sterty esejów, które oddali mu dziś uczniowie. Lecz
gdy wszedł do swojego gabinetu wszystkie pergaminy wypadły mu z dłoni. Na
jednym z krzeseł przy biurku siedziała Orchidia i obracała w dłoni pióro.
- Nie
wiem. – dziewczynka dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że wszedł do
pomieszczenia.
- Jak to
nie wiesz? – był wyraźnie zaintrygowany.
- Po
prostu pomyślałam, że chce Cię zobaczyć i chwilę później byłam tutaj. – jej
oczy mówiły jedynie to, że mówi prawdę.
Severus
nie wiedział co ma zrobić, nikt nie miał wstępu do jego kwater bez jego
zaproszenia, a ta dziewczynka od tak sobie tu siedziała. Nie była to co prawda
zwykła dziewczynka, ale jednak. Stał jak wryty i przyglądał się pomieszczeniu,
aż do głowy przyszedł mu pewien pomysł, nie był pewny czy jest on dobry, ale
innego rozwiązania nie widział. Złapał garść proszku Fiuu, uklęknął przed
kominkiem i wrzucił proszek mówiąc gabinet dyrektora, chwilę później jego głowa
zniknęła w płomieniach.
-
Dumbledore! – wykrzyknął.
Staruszek
w mgnieniu oka znalazł się przed kominkiem.
- Co
takiego się stało Severusie, że nawiedzasz mój kominek? – zapytał siląc się na
żartobliwy ton.
- Mam problem,
musisz mi pomóc.
-
Zapraszam Severusie.
- Otwórz
kominek. – powiedział jedynie i zniknął.
Chwilę
później wyskoczył z kominka wraz z Dią.
-
Severusie nie możesz przetrzymywać dzieci w Hogwardzie. – rzekł Dyrektor na
widok dziewczynki przytulonej do Snape’a.
- To jest
właśnie ten problem. – Dumbledore spojrzał na niego nieprzychylnie, ale
pozwolił mu kontynuować. – To nie ja ją zaprosiłem do swoich komnat, a wiesz
Dyrektorze, że tylko tak można się tam dostać. Po prostu wszedłem tam i ona tam
była.
- Dziwne,
- powiedział przeczesując palcami brodę. – może Ty powiesz nam jak się tam
znalazłaś? – zwrócił się do dziewczynki, która nadal kurczowo przyciskała się
do Snape’a.
- Nie
wiem, - mówiła przerażona. – pomyślałam tylko, że chcę zobaczyć Severusa i pojawiłam
się w tamtym pokoju. – powtórzyła to samo.
Dyrektor
zwrócił szczególną uwagę na to, że dziewczynka mówi do przyszłego Mistrza
Eliksirów po imieniu, zwrócił się więc do Severusa:
- To jest
ta spojona z Tobą dziewczynka.
- Tak. –
odpowiedział chociaż to nie było pytanie, nie rozumiał jednak co to ma do tego,
że pojawiła się w jego komnatach.
Dumbledore
zaśmiał się, co jeszcze bardziej zbiło Snape’a z tropu i wystraszyło Dię.
- Więc
musisz częściej spotykać wybrankę swojego serca, inaczej jeszcze nie raz pojawi
się w twoich komnatach. Co może być problemem dla nas wszystkich.
Oczy
Severusa i Dii rozbłysły jednak z zupełnie innego powodu, Severusa rozbłysły
poprzez zrozumienie tego co się stało, rozumiał, że to jakieś pokrętne
następstwo rytuału, które nie pozwala złączonym duszą za sobą tęsknić.
Natomiast Dii, dlatego że właśnie dowiedziała się, że będą się częściej
widywać, a co lepsze ona może „przychodzić” do niego.
- Weź na
resztę dnia wolne, odprowadź gościa do domu i spędź z nią trochę czasu. – powiedział
Dumbledore na odchodne, a gdy zobaczył, że Severus otwiera usta by wyrazić
zapewne protest, dodał. – Ja Cię zastąpię.
Wrócił
więc do swojego gabinetu i zaczął zastanawiać się jak wyprowadzić Orchidię z
zamku tak by nikt jej nie zobaczył, idealnym momentem wydawały się lekcje,
które zacząć się miały za godzinę. Nie zwrócił nawet uwagi na to, że dalej ma
Dii w ramionach, dopiero gdy poczuł jej rączkę na policzku zwrócił na nią
uwagę.
-
Tęskniłam. – powiedziała tylko i wtuliła się w niego mocniej.
- Ja też .
– odpowiedział i wtulił twarz w jej włosy.
Ta
godzina, jak i reszta dnia minęła szybko, za szybko jak na gust Severusa. Był
jednak już niemal koniec marca, tak więc do końca roku szkolnego zostało już
niewiele czasu, a Snape obiecał sobie, że gdy tylko znajdzie wolną chwilę
spędzi ją w Black Manor, a gdy on coś obiecuje dotrzymuję słowa.
Kolejne
tygodnie nie były lekkie, Severus dzielił się pomiędzy naukę w szkole, praktyki
i spędzanie czasu z Dią, zdecydowanie nie było lekko, a zbliżający się koniec
roku jeszcze to utrudniał. Zbliżające się egzaminy sprawiały, że uczniowie
panikowali, co równało się błędą na zajęciach, co z kolei dawało karne eseje,
czyli dodatkowa praca dla Severusa. Jeszcze nigdy tak jak w tej chwili nie
marzył mu się Zmieniacz Czasu.
W połowie
maja spotkał się z Lucjuszem, który prosił go o zostanie ojcem chrzestnym dla
jego syna. Zgodził się, jednak tylko dlatego, że jak to mówią dziecku nie
wypada odmówić. Tak więc w czerwcu miał zyskać kolejnego chrześniaka.
Draco, bo
tak dostał na imię chłopiec, urodził się z początkiem czerwca. Gdy Severus
zjawił się w Malfoy Manor by odwiedzić chrześniaka stwierdził, że nawet jako
kilkodniowe niemowlę jest niemożliwie podobny do ojca, nie żeby było to coś
bardzo złego, jednak lepiej żeby charakter odziedziczył po matce, bo ta posiada
zdecydowanie więcej dobrych cech.
Wakacje,
które nadchodziły wielkimi krokami zwiastowały odpoczynek i błogi spokój.
Zamierzał całe dwa miesiące spędzić na błogim leniuchowaniu w Black Manor. Miał
też pewien niecny plan, gdyż obiło mu się o uszy, że Dią jeszcze nie miała
miotły w ręku, o on nie chwaląc się latał świetnie. Tak więc nauczy ją latać.
Miał już na oku idealną miotłę dla niej.
Będzie
zabawa. – myślał wychodząc z uczty pożegnalnej.
Musiał co
prawda kilka razy pojawić się w szkole, na zebraniach nauczycielskich, na
sprawdzaniu dormitoriów i tym podobnych, ale miało być to tylko kilka godzin
raz na jakiś czas, nie przejmował więc się tym. Gdy tylko wysiadł na stacji w
Londynie od razu aportował się na Pokątną.
Wbiegł niemal do sklepu z miotłami, by chwilę później wyjść z niego z podłużnym
pakunkiem pod pachą, który miła ekspedientka zapakowała w ozdobny papier. Po
chwili biegł niemal przez dziedziniec Black Manor. Mknął jak strzała przez
schody i korytarze wprost do komnat Orchidii. Wpadł zdyszany ledwo łapiąc
oddech.
- Dobry
wieczór. – przywitała się dziewczynka i nie zważając na ciężkie dyszenie
Snape’a rzuciła mu się w ramiona.
- Dobry
wieczór. – odpowiedział przytulając ją.
Szybko
zakończył uścisk, jednak tylko po to by wręczyć jej pakunek, który wcześniej
znalazł się na podłodze.
- Otwórz.
– rzekł zachęcająco.
Zobaczył
jej zaskoczoną minę, ale nie trzeba było jej więcej zachęt, zaraz zabrała się
za rozrywanie papieru, gdy u jej stópek wylądowała miotła zapewne cały dwór
usłyszał pisk Dii, zwiastujący nic innego tylko zachwyt.
- Ale ja
nie umiem latać. – powiedziała po chwili już z mniejszą radością.
- Więc
mamy dwa miesiące żeby Cię nauczyć. – szepnął jej na ucho z szelmowskim
uśmiechem.
Zaraz
poczuł drobne ramiona oplatające jego szyję i usłyszał ciche dziękuje. Podczas
kolacji wszyscy dowiedzieli się jaki to Severus jest cudowny i jak bardzo Dia
cieszy się na przyszłe lekcje latania. Najchętniej zaczęłaby od razu jednak ten
pomysł szybko wybiła jej z głowy Bellatriks.
Tej samej
nocy również, tak samo jak w czasie świąt, Dia wkradła się do komnat Severusa,
a konkretnie do jego łóżka. Snape cieszył się, że tak zapowiadają się całe
wakacje, nie wyobrażał sobie by mogło być inaczej, by któregoś ranka po nocy
spędzonej w Black Manor obudził się bez Dii obok. Było to dla niego najlepsze
uczucie na świecie, czuć się potrzebnym i kochanym, nawet jeśli była to miłość
platoniczna.
Następnego
dnia była idealna pogoda do latania, niemal bezchmurne niebo, jednak słońce nie
grzało zbyt mocno, a wiatr był jedynie lekkim orzeźwiającym podmuchem. Tak więc
zaraz po śniadaniu udali się do ogrodu, wraz z nimi wyszli Rabastan z Vivi.
Jednak oni mieli inne zajęcie, gdyż tym razem Vivian wymyśliła, dla odmiany od
zabawy lalkami, zaplatanie wianków. Co Severus skomentował głośnym parsknięciem
i wrednym uśmieszkiem skierowanym do kolegi. Jednak w środku dziękował on
wszystkim bogom jakich znał i samemu Merlinowi, że jego księżniczka nie ma
takich pomysłów.
Severus i
Dia odeszli kawałek dalej i zaczęła się pierwsza lekcja latania w życiu
dziewczynki.
- Najpierw
nauczysz się przywoływać miotłę do swojej dłoni. – powiedział nieco zbyt
nauczycielskim tonem, a Dia przytaknęła. – Stań po lewej stronie miotły,
wyciągnij prawą dłoń nad trzonek i powiedz pewnym głosem „Do mnie!”.
Dziewczynka
zrobiła tak jak kazał i już za drugim razem udało jej się przywołać miotłę. Co Severus
skwitował oklaskami.
- Teraz
dosiądź miotły i bardzo delikatnie odepchnij się od ziemi. – poinstruował, a
Dia wykonując instrukcję uniosła się kilka centymetrów nad ziemią.
Jak na
pierwszy raz siedziała bardzo pewnie. Szybko załapała co i jak, tak więc
podczas dzisiejszej lekcji Severus pozwolił by wzniosła się aż pół metra ponad
ziemię. Jednak latać pozwalał jej jedynie w ślimaczym tempie, tak by swobodnie
móc iść obok miotły i asekurować ją by nie wylądowała na ziemi. Już cieszył się
na przyszłe lekcje kiedy to będą już latać razem, może nawet uda mu się Dię
nakłonić na Quidditcha, ale na takie rozważania było za wcześnie. Jednak miał
też nieco bardziej skryte nadzieję, że za kilka lat razem będą uczyć latać
Hermionę i Draco.
Kolejne
dni wyglądały podobnie, lato w tamtym roku było wyjątkowo ładne, tak więc
codziennie ćwiczyli latanie, z przerwą na praktyki Severusa, które nieco
zaczęły mu doskwierać w jego wyidealizowanym życiu. Może nie do końca było
idealne, był przecież śmerciożercą na usługach Voldemorta, ale dla niego był
to najpiękniejszy okres w jego życiu. Sielanka ta została jednak przerwana
przez Dumbledore’a, który przysłał Snape’owi wiadomość z informacją o spotkaniu
z nauczycielami w poniedziałek 14 lipca. Nie był on zachwycony, ale stawić się
musiał.
Dzień ten
był pierwszym deszczowym dniem tego lata, łatwiej więc było mu zostawić Dię i
udać się do szkoły, a że nie lubił się spóźniać znalazł się pod gabinetem
Dyrektora niemal godzinę przed czasem. Nawet nie wiedział jak dobra i zła
jednocześnie była to decyzja.
- Oto
nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana… - usłyszał stojąc tuż pod
drzwiami, zainteresowany słuchał dalej. – Zrodzony z tych, którzy trzykrotnie
mu się oparli, a narodzi się gdy siódmy miesiąc dobiegnie końca… - musiała być
to jakaś przepowiednia, wiedział, że Dumbledore szuka nowej wieszczki, ale nie
wiedział, że będzie miał takie szczęście by usłyszeć przepowiednię i to jeszcze
jaką. – A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie, będzie on miał moc,
jakiej Czarny Pan nie zna… - w tym momencie wszystko ucichło.
Dyrektor
musiał rzucić Muffliato. – pomyślał od razu Severus. – Ciekawe czy wie, że tu
stoję.
Po tej
myśli zaczął się wycofywać, i tak przecież zdobył cenne informacje, których nie
omieszka przekazać Czarnemu Panu. Stanął przed chimerą i czekał na pozostałych
nauczycieli, by wraz z nimi wejść do gabinetu, długo nie musiał czekać już
chwilę później nadleciał Binns, był on jedynym nauczycielem duchem w historii
Hogwartu, a jego lekcje były najnudniejszymi jakie można sobie wyobrazić. Kilka
minut po Binnsie zaczęli pojawiać się inni, w tym Minerwa McGalagall, która jak
zwykle spojrzała na Severusa nieprzychylnie. Tak jak zaplanował wszedł do
gabinetu wraz z innymi, zaraz po wejściu zauważył, że jest on magicznie
powiększony i stoi w nim ilość krzeseł odpowiadająca ilości nauczycieli, a na
jednym z nich siedzi obwieszona paciorkami wieszczka ze szklanką wody w ręce.
- Witajcie
moi drodzy. – odezwał się Dyrektor. – Chciałbym przedstawić wam nową
nauczycielką wróżbiarstwa Sybille Trelawney.
Kobieta
uśmiechnęła się blado do nowo przybyłych nauczycieli, a jej wzrok spoczął na dłużej
na Severusie, już chciała coś powiedzieć, gdy Dumbledore poprosił wszystkich o
zajęcie miejsc i przeszedł od razu do tematu spotkania. Nie trwało ono długo,
gdyż chodziło jedynie o potwierdzenie planów poszczególnych nauczycieli na nowy
rok szkolny.
Po
spotkaniu Severus czym prędzej udał się do Black Manor, by stanąć przed oblicze
Czarnego Pana i przekazać mu pozyskany fragment przepowiedni.
- Panie –
powiedział skłaniając się.
- Wstań
Severusie, - usłyszał od razu. – doszły mnie słuchy, że chcesz mi coś
przekazać.
- Tak
Panie. Udało mi się podsłuchać fragment przepowiedni…
-
Przepowiedni powiadasz? – przerwał, a jego głos wyrażał szczere zainteresowanie.
– Jak ona brzmiała Severusie?
- Oto
nadchodzi ten, który ma moc pokonania Czarnego Pana. – recytował z pamięci. –
Zrodzony z tych, którzy oparli mu się trzykrotnie, a narodzi się gdy siódmy
miesiąc dobiegnie końca. A choć Czarny Pan naznaczy go jako równego sobie,
będzie on miał moc jakiej Czarny Pan nie zna. – zakończył.
- Ciekawe,
bardzo interesujące. – mówił gładząc długim kościstym palcem brodę. – Nie
zawiodłeś mnie Severusie, - powiedział po chwili dodając. – właściwy czarodziej
na właściwym miejscu. Możesz odejść, muszę to przemyśleć.
Severus
więc wyszedł i skierował się prosto do Dii, by spędzić z nią kilka ostatnich
godzin tego dnia, w duchu jednak cały czas cieszył się z umocnienia swojej
pozycji, gdyż im był wyżej, tym mniej osób z szeregów Voldemorta mogło mu
zagrozić. A wielu było zazdrosnych, między innymi o jego stosunki z córką ich pana,
choć jak na razie były one niewinne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz