UWAGA!
Rozdział zawiera dużą dawkę słodyczy, czytasz na własną odpowiedzialność. Złe przyswajanie nadmiernej ilości słodyczy może skutkować chorobą psychiczna oraz bólami głowy.
A teraz na poważnie, przepraszam za krótszy rozdział, jednak staram się nadążać z wyznaczonym czasem na publikację kolejnych, co okazuje się być trudne. Bardzo staram się, żeby rozdziały nie były monotonne i mimo braku OGNISTEGO ROMANSU coś się w nich działo. Wielkimi krokami zbliżamy się do początku akcji zawartej w kanonie. Liczę na wasze komentarze. <3
W końcu
nadszedł grudzień i wielkimi krokami zbliżała się przerwa świąteczna. Przez
cały czas rozmowa z Voldemortem nie dawała Severusowi spokoju, zaczął nawet
przyglądać się Dyrektorowi, szukać uczniów, z którymi ma on bliższe stosunki
niż wydawać by się mogło, że powinien. Choć z jednej strony nie mógł uwierzyć w
słowa Marvolo, jemu też Dumbledore wydał się dziwny podczas rozmowy po śmierci
jego ojca. Z drugiej strony jednak mówi się przecież, że alkohol rozwiązuje
język, a nie problemy. Nie wiedział co o tym myśleć, jednak widział trzy opcje,
albo Dyrektor zaprzestał „działalności”, albo dobrze się ukrywa, albo nigdy nic
takiego się nie wydarzyło. Skrycie miał nadzieję na to ostatnie. Aczkolwiek
mając w pamięci groźbę Voldemorta bardziej skłaniał się do pierwszych dwóch
opcji. Co szczerze mówiąc załamywało go, nie mógł na tego czarodzieja patrzeć
tak jak kiedyś, to jest jak na wiecznie wesołego wujka/dziadka, zawsze
służącego dobrą radą i wsparciem, bo z jakiego domu byś nie pochodził, każdy
miał o Albusie Dumbledore właśnie takie zdanie.
Gdy
pojawił się w końcu przed rezydencją Blacków uderzyła go wszechogarniająca
cisza, mimo tego że w domu mieszkały dzieci, śnieg który pokrywał ogród zdawał
się nietknięty. Cały dwór wyglądałby na opuszczony, gdyby nie to, że wszystkie
alejki były odśnieżone, a fasada budynku była zadbana, zapewne uznałby, że
trafił pod zły adres.
Kiedy
wszedł do domu wrażenie to się spotęgowało, wszędzie było cicho, za cicho.
Cisza ta uderzała niczym obuch w jego przyzwyczajone już do szkolnego harmidru
uszy. Spodziewał się przecież nawet tutaj przedświątecznych przygotowań,
hałasu, śmiechów, mnóstwa ozdób, zapachów świątecznych potraw i całej reszty
wiążącej się z tradycjami świątecznymi. Tymczasem nie było tu nic poza głuchą
ciszą.
Stał on
pośrodku holu rozglądając się i nasłuchując najmniejszych choćby oznak życia.
Nagle usłyszał tupot stóp, nim jednak zlokalizował osobę, która najwyraźniej
spieszyła się, zalała go istna powódź słów:
- Cieszę
się, że już jesteś. – od tego się zaczęło. – Taty nie ma, musiał iść na jakąś
ważną misję, mama jest z Cyssią, nie uwierzysz będzie miała dzidziusia, będzie
prawie w wieku Hermi i pewnie pójdą razem do szkoły. Szkoda, że ja nie będę
miała tam nikogo kogo będę znać, w swoim wieku. – mała mówiła jednym tchem,
Severus zaczął się zastanawiać na jak długo starczy jej jeszcze powietrza, gdy
usłyszał jak przerywa na chwilę i wciąga łapczywie powietrze, by zaraz potem
znów zacząć wylewać potoki słów. – Ale pewnie nie będzie tak źle, przecież
będzie tam TY! Wujek poszedł wybrać drzewko, żeby było najładniejsze. Mama
powiedział, że w tym roku będę mogła pomóc przy ubieraniu. Dołączysz się? A
Cyssia mówi, że Hermi wygląda dokładnie tak samo jak ja jak byłam mała, ale ja
już nie jestem mała. Ale ona ma inne oczy niż ja, ale i tak nie chce żeby
wyglądała jak ja. Chcę być jedyna w swoim rodzaju. Myślisz, że da się coś z tym
zrobić?
Starał się
ukryć śmiech po ostatniej wypowiedzi Dii, nie zauważając, że mała, nie ona jest
duża, skończyła najwyraźniej szczebiotać i stała z wyciągniętymi rączkami.
Zreflektował się szybko i wziął ją na ręce, przyciskając do swojej piersi,
okręcił się kilka razy wokół własnej osi, a dziewczynka najwyraźniej zachwycona
obrotem spraw przylgnęła do niego i śmiała się perliście. Zaczął zastanawiać
się kiedy jego aniołek zrobił się tak gadatliwy. Chwilę później poczuł, że
zaczyna mu się kołować w głowie postawił więc dziewczynkę na podłodze, a ta
mało myśląc złapała go za dłoń i bez słowa pociągnęła po schodach na górę. On
sam zauważył jedynie, że nie idą w stronę jego ani jej komnaty, zastanawiał się
właśnie jak to możliwe, że ta mała istotka tak sprawnie porusza się po tym
wielkim dworze najwyraźniej znając każdy jego kont.
Otworzyła
przed nimi wspaniale rzeźbione drzwi z ciemnego dębu, gdy tylko przeszedł przez
próg zauważył, że właśnie przeszedł przez próg salonu, w którym kilka miesięcy
wcześniej siedział wraz z Voldemortem. Wspomnienia z tamtej nocy, które udało mu się
wyprzeć z pamięci przez tą krótką chwilę z Orchidią, wróciły do niego,
zalewając jego umysł. Mechanicznie kiwnął głową na przywitanie Narcyzie i
Bellatriks, które szczebiotały jak nastolatki nie zwracając większej uwagi na
nowoprzybyłego gościa. Jego wzrok szybko spoczął na Rabastanie, który siedział
na podłodze wraz w Vivian i bawił się lalkami. W tym momencie zaczął się
cieszyć, że jego oczko w głowie ceni bardziej wyszukane rozrywki. Zupełnie nie
widział siebie na miejscu kolegi.
- Witaj. –
odezwał się poraz pierwszy Severus, witając się jednocześnie z młodszym z braci
Lestrange.
Ten
oderwał na moment wzrok od dziewczynki i z rozanieloną miną, odpowiedział na
przywitanie. Zaczął zastanawiać się czy on wygląda tak samo w towarzystwie
Orchidii, gdy zauważył, że wspomniana dziewczynka zniknęła z jego pola
widzenia. Rozglądał się po pomieszczeniu czując już lekki niepokój, kiedy jego
zguba weszła przez drzwi, zapewne prowadzące do gabinetu, trzymając w rękach
wyjątkowo grubą książkę.
-
Poczytasz mi? – zapytała z błagalnym wzrokiem.
-
Oczywiście. –nie mógł jej odmówić, była przecież dla niego najważniejsza.
Przejął
opasłe tomiszcze i zaczął rozglądać się za dogodnym miejscem, gdy przed jego
nosem przeleciała wielka poducha i wylądowała w koncie pokoju, zaraz za nią
znalazła się tam następna. Szybko zdał sobie sprawę z tego, że sprawcą tej
lewitacji jest nie kto inny jak Dia.
Magia
bezróżdżkowa zazwyczaj u dzieci w tym wieku już powoli zanika. Chyba będę
musiał spędzać z nią więcej czasu, coraz bardziej mnie zaskakuje. – myślał podążając
w stronę owych poduszek.
Gdy usiadł
wygodnie jego wzrok w końcu spoczął na trzymanej przez niego książce, po
przeczytaniu tytułu „Najczarniejsza Magia i jej zastosowanie” jakoś nie chciało
mu się wierzyć, że jest to odpowiednia lektura dla dziecka na przed świąteczne
popołudnie. Nie skomentował jednak tego, zabrał się za czytanie, w trakcie
którego Dia wtulała się w niego, utrudniając mu nieco przewracanie stron.
Tą
sielankę przerwał Lucjusz wchodząc do salonu, z daleka czuć było zapach lasu,
którym przesiąknęło jego ubranie, a w jego blond włosach dało się zauważyć
liczne sosnowe igły.
- Chodźcie
wszyscy ubierać drzewko! – wykrzyczał zamiast powitania.
- Ciszej,
dziecko śpi. – powiedziała Bella ciskając niemal piorunami. – Jak obudzisz
będziesz usypiał. –zagroziła.
- Przyda
mu się wprawa. – odparowała Narcyza śmiejąc się z miny męża. Dla nikogo nie
było tajemnicą, że Lucjusz Malfoy delikatnie mówiąc nie przepada za dziećmi.
Niemal
wszyscy ruszyli za Lucjuszem do jadalni gdzie stała choinka. Drzewko jak to
powiedział było ogromnym niedopowiedzeniem, gdyż owe drzewko było wielkie,
sięgało niemal sufitu. Wokoło drzewiska stały porozstawiane, zapewne przez
skrzaty, pudła w środku, których były ozdoby. Nie takie zwykłe jak mają mugole,
tylko magiczne miedzy innymi aniołki machające skrzydłami i niewypalające się
świece.
Severus
nigdy by nie pomyślał, że będzie się tak dobrze bawił ubierając choinkę, w
końcu nigdy przedtem nie miał prawdziwych świąt. Chociaż nie był do końca pewny
czy właśnie tak powinny wyglądać normalne święta w domu czarodziei. Gdy w końcu
skończyli każdy rozszedł się w swoja stronę. On poszedł wraz z Narcyzą, która
szła położyć Dię do łóżka. Sam też czuł zmęczenie, wziął więc jedynie szybki
prysznic w swojej osobistej łazience i poszedł spać.
Obudził się
gdy poczuł jak ktoś rozpycha się obok niego, niechętnie otworzył oczy i
spojrzał w miejsce gdzie wyczuł intruza. Szybko spostrzegł, że owym intruzem
jest Dia, która musiała tu być od dłuższego czasu, gdyż smacznie spała. Nie
wiele myśląc przygarnął dziewczynkę do siebie, a ona od razu wtuliła się w
niego. Niemal od razu zasnął.
Ponownie
obudziło go tym razem miłe uczucie dotyku bliskiej osoby, dotykiem tym było
lekkie gładzenie jego klatki piersiowej. Rozkoszował się tą chwilą nie
otwierając oczu do momentu gdy poczuł szarpnięcie zwiastujące wyrwanie włosa.
Nie spodobało mu się to, nie miał może bujnie owłosionej klaty, ale kilka
włosków tam było i tam miało zostać. Wyrwanie kolejnego włosa wybudziło go
zupełnie, otworzył oczy w momencie gdy dziewczynka zabierała się za wyrwanie
kolejnego włoska.
- Zostaw –
powiedział posyłając jej karcące spojrzenie.
Dziewczynka
oblała się rumieńcem i uciekła wzrokiem, jednocześnie zabierając dłoń z klatki
Severusa. Snape właśnie odkrył, że nie potrafi długo złościć się na tę małą
istotkę. Z chwilą zabrania przez nią dłoni zaczął tęsknić, więc nim zdążyła
wyplątać się z pościeli i wyjść, przytulił ją i ułożył sobie na torsie.
Zobaczył uśmiech, który zaczął wypływać na wargi dziewczynki i sam zaczął się uśmiechać.
Mogłoby
być tak już zawsze. – myślał gładząc jednocześnie plecy Dii.
Orchidia
uniosła się na łokciach i spojrzała mu w oczy.
- Przepraszam
– powiedziała i pocałowała go w nos.
Nienawidził
tej części swojej twarzy, jednak mimo tego w tej chwili po jego ciele rozlało
się rozkoszne ciepło. Upajał się chwilą wiedząc, że nie może ona trwać
wiecznie.
Spędziliby
tak pewnie cały dzień, ale kiedyś trzeba było wstać i pokazać się światu. Cały
dzień minął spokojnie, tak naprawdę jak całe święta. Każdej nocy Severus czuł
jak Dia wślizguje się do jego łóżka i każdej nocy tulił ją do siebie. Jedyną
przerwą okazał się być weekend kiedy to Severus miał praktyki, lecz po dwóch
dniach wszystko wróciło do nowej normy, która dla Snape’a okazała się
zaskakująco przyjemna. Do tego stopnia, że gdy obudził się drugiego dnia nowego
roku ciężko było mu się pogodzić z tym, że już dzisiaj musi wrócić do szkoły i
swoich obowiązków.
Dni po
powrocie stały się szare, starał się nie myśleć o tym jak bardzo brakuje mu ich
wspólnych poranków. Każdy dzień wydawał być się taki sam, choć każdy przybliżał
go do urodzin Dii, na których to planował pojawić się choć na chwilę i tylko po
to by dostarczyć prezent. Na swoje własne dostał on niej książkę i to nie byle
jaką. „Najrzadsze składniki eliksirów i ich pozyskiwanie” były niemal nie do
zdobycia. Za to on poszedł na łatwiznę i kupił kolejną opaskę wysadzaną jakimiś
klejnotami, których nazwy nawet nie pamiętał, ale nie obchodziło go to, grunt,
że była ładna. Jak planował tak zrobił, smuciło go jednak, że nie mógł zostać
dłużej, przecież jego księżniczka miała już 8 lat.
Chciałabym zobaczyć, Lucjusza podczas ubierania choinki a Twoja wizja Voldemorta śpiewającego kolędy już w ogóle wygrała ;d
OdpowiedzUsuńCały czas intryguje mnie postać babki Snape'a, po której stronie ona stoi i kim jest?
Jak coś u mnie też nowa notka, zapraszam ;)
https://w-poszukiwaniu-lepszego-jutra.blogspot.com/
Dzięki <3
UsuńBabka Snape'e jest takim trochę jego głosem rozsądku, a przynajmniej będzie za jakiś czas. W sumie to ta postać była mi potrzebna do dwóch wątków, jeden już wydzielicie, a na drugi trzeba jeszcze trochę poczekać. Więc można uznać, że w tej chwili jest zapchaj dziurą. XD A nie stoi po żadnej stronie, jest neutralna. Chociaż wyznaje idee czystości krwi.
Wiem, wiem już czytałam i czekam na następną. ;)